Promowane podstrony

Treść strony

  • Prof. dr hab. Marek Mrówczyński-2

Pandemia koronawirusa zmieni podejście do ochrony roślin

O tym, w jaki sposób epidemia koronawirusa wpłynęła na rolnictwo i jakich zmian w ochronie roślin należy się spodziewać, opowiada prof. dr hab. Marek Mrówczyński, dyrektor Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu.

 

Pandemia koronawirusa zatrzymała wiele gałęzi gospodarki. Czy w rolnictwie również widać spowolnienie?

Koronawirus wpłynął na gospodarkę całego świata, w tym również na rolnictwo, bo ograniczona została wymiana handlowa, pojawiły się także problemy ze środkami ochrony roślin. Szacuje się, że rok 2020 będzie pierwszym od dziesięcioleci, w którym Chiny odnotują spadek PKB. Należy przypuszczać, że w Polsce będzie podobnie, a to nie pozostanie bez wpływu na rolnictwo.

 

Mówi się, że pandemia wpłynęła na dostępność oraz na ceny środków ochrony roślin. Jakich, a przede wszystkim – dlaczego?

Od wielu lat substancje czynne środków ochrony roślin są produkowane głównie w Chinach oraz w Indiach, dokąd została przeniesiona produkcja. Stało się tak m.in. pod wpływem nacisków ruchów ekologicznych, których celem jest wyeliminowanie tego typu produkcji w Europie. Niestety takie działania sprawiły, że zarówno UE, jak i w zasadzie cały świat jest uzależniony od dostawców z Azji. Zatrzymanie produkcji substancji czynnych w Chinach, a następnie w Indiach, spowodowało problemy z produkcją oraz dostawami do Europy. Niestety mimo ożywienia gospodarczego w Chinach na pozytywne efekty na naszym rynku będziemy jeszcze musieli poczekać.

Obecnie rolnictwo musi radzić sobie z problemami z dostępnością niektórych fungicydów i herbicydów, które są efektem braku niektórych substancji czynnych. O ile jeszcze środki ochrony roślin stosowane wiosną przynajmniej w części pochodzą z zapasów sprzed pandemii, o tyle preparaty przeznaczone do stosowania latem i jesienią będzie jeszcze trudniej zdobyć. Bo to właśnie ich nie wyprodukowano. Pamiętajmy, że część środków ochrony roślin stosowana jest na konkretne agrofagi, w określonych momentach roku, w danej fazie rozwoju zarówno rośliny, jak i samego szkodnika. Jeśli ten okres minął, zastosowanie danego środka nie będzie już ani zasadne, ani efektywne.

Obserwujemy także wzrost cen części środków ochrony roślin i z uwagi na wcześniej omówione przyczyny należy przypuszczać, że trend wzrostowy utrzyma się do jesieni. Podrożeją bowiem zarówno surowce, jak i cały proces logistyczny. Nie bez znaczenia jest też sytuacja na giełdzie oraz wzrost kursów walut, głównie dolara i euro.

 

Czy w przypadku braku dostępu do odpowiednich środków ochrony roślin rolnicy mają jakieś alternatywne rozwiązania, by bronić swoich upraw przed agrofagami?

W integrowanej ochronie roślin, którą – jako państwo członkowskie UE – mamy obowiązek stosować, zaleca się w pierwszej kolejności stosowanie niechemicznych metod ochrony, czyli np. zabiegów agrotechnicznych oraz wysiewanie odmian odpornych i tolerancyjnych na agrofagi. Coraz więcej rolników zaczyna stosować także biologiczne metody ochrony roślin. Zaletą metod biologicznych jest fakt, że są bezpieczne dla producenta i konsumenta. Posiadają jednak zasadniczą wadę – są droższe od metod chemicznych. W niektórych państwach Europy wprowadzono dopłaty do zakupu środków biologicznych. Na przykład w Niemczech wynoszą one 70 euro/ha, podobne rozwiązanie wprowadzono też w Czechach, na Słowacji, w Austrii i Szwajcarii. Trzeba się jednak liczyć z ograniczeniem tej pomocy w okresie pandemii koronawirusa.

Rozwiązaniem wartym rozważenia w czasach niedostatecznej podaży środków ochrony roślin wydaje się być wysiew odmian odpornych i tolerancyjnych np. na patogeny. Wymagają one mniejszej ochrony, a więc mniejszego zużycia środków ochrony roślin (nawet o 2 zabiegi mniej na jednej uprawie).

Być może, nauczeni obecnym doświadczeniem, rolnicy powinni rozważyć w przyszłości powrót do sprawdzonych, choć czasochłonnych metod prewencyjnych, a więc do głębokich orek przed zimą oraz podorywek. Choć są dość czasochłonne i kosztowne, faktycznie wpływają na ograniczenie liczebności agrofagów i – co ważne – są dostępne zawsze, niezależnie od sytuacji ekonomicznej na świecie. Zaprzestanie orki nie tylko uzależnia rolnictwo od dostępu środków ochrony roślin, ale też zwiększa ogólne zużycie środków chemicznych.

 

Gdzie rolnicy mogą szukać pomocy w zakresie doboru najlepszych metod ochrony upraw?

Obecna sytuacja na rynku środków ochrony roślin z pewnością zaskoczyła wielu rolników. Ograniczenie dostępności środków ochronnych oznacza w praktyce mniejsze plony, a dla wielu gospodarstw, zwłaszcza tych mniejszych, skoncentrowanych na produkcji owocowo-warzywnej – również problemy ze zbytem.

Tym bardziej teraz rolnicy powinni postawić na precyzyjne stosowanie środków ochrony roślin. Precyzyjne, czyli realizowane dokładnie wtedy, gdy faktycznie występuje zagrożenie i w niezbędnym zakresie. Takie podejście to pierwszy krok do ograniczenia (i racjonalnego stosowania) chemizacji rolnictwa. Oczywiście rolnicy nie są pozostawieni sami z tymi problemami. Ministerstwo Rolnictwa, PIORiN, czy ODR-y to instytucje, w których można szukać informacji i pomocy. Informacje o aktualnych zagrożeniach można znaleźć także na Platformie Sygnalizacji Agrofagów (www.agrofagi.com.pl). Pojawiają się tam komunikaty dotyczące występowania agrofagów w 350 punktach obserwacyjnych w całej Polsce. Jest to narzędzie niezwykle pomocne dla rolników – pozwala bowiem nie tylko sprawdzić, jakie jest w danym regionie ryzyko wystąpienia danego organizmu szkodliwego dla konkretnej uprawy, ale też pozyskać informacje, jak sobie w tej sytuacji poradzić (pobierając odpowiednią metodykę integrowanej ochrony). IOR – PIB publikuje także zalecenia ochrony roślin, dzięki czemu rolnicy mogą znaleźć informacje o zakresie stosowania poszczególnych środków ochrony roślin dopuszczonych do obrotu na terytorium Polski.

 

Jakie uprawy są obecnie najbardziej zagrożone i dlaczego?

Z bieżących obserwacji wynika, że najwięcej zagrożeń w uprawach rolniczych występuje z powodu braku zimy w zbożach ozimych i rzepaku ozimym. Szkodniki, chwasty i patogeny praktycznie przez cały czas się rozwijały i zagrażały uprawom, których okres wegetacji także był przyspieszony. Przykładem są m.in. chwasty w zbożach ozimych, które rosły przez całą zimę. W okresie wiosennym były już bardzo duże, a to utrudniło skuteczną ochronę, bo herbicydy na duże chwasty praktycznie nie działają. Podobnie wyglądała kwestia szkodników – nalatywały i uszkadzały zboża przez całą zimę. W styczniu tego roku, w naszej Polowej Stacji Doświadczalnej w Winnej Górze, zaobserwowaliśmy na przykład obecność mszyc zbożowych w żółtych naczyniach. Taka sytuacja miała miejsce w Polsce pierwszy raz, bo jeszcze nigdy nie odnotowano tak ekstremalnych anomalii pogodowych. A mają one wpływ na uprawy – przez całą zimę zboża były narażone na porażenie różnymi patogenami, występowały zwłaszcza choroby podstawy łodygi oraz mączniak prawdziwy.

 

Cały świat skoncentrowany jest na walce z pandemią, więc – co oczywiste – mniej mówi się o innych zagrożeniach, np. dla upraw. Z jakimi innymi problemami muszą radzić sobie rolnicy?

Paradoksalnie zagrożenia, jakim muszą stawić czoło rolnicy, łączą się. Brak zimy spowodował ponadnormatywną aktywność agrofagów, a w efekcie większe szkody w uprawach ozimych. Ciepła zima sprawiła, że rośliny przez cały czas się rozwijały, to jest widoczne zwłaszcza w uprawach rzepaku. Na przedwiośniu wytwarzał on już pędy, które zostały uszkodzone z powodu marcowych przymrozków. W miejsca uszkodzeń mrozowych wniknęły patogeny, a szczególnie szara pleśń, co wymusiło wykonanie zabiegów ochronnych. A środków ochrony roślin, z uwagi na pandemię, zaczyna brakować.

Innym, w opinii rolników gorszym od pandemii koronawirusa, zagrożeniem dla upraw jest susza, którą – także z powodu braku zimy, a zwłaszcza braku śniegu, odnotowujemy już w niemal całej Polsce. Susza, co oczywiste, zagraża wzrostowi roślin, a więc i plonom. I tu, niestety w przeciwieństwie do pandemii, post factum niewiele możemy zrobić. Zaleca się jednak działania prewencyjne, pozwalające na choć częściową poprawę stanu nawodnienia gleby, np. poprzez utrzymywanie pasów zieleni na skrajach upraw, na zadrzewianiu granic pomiędzy polami, itp.

 

Czy już teraz można wyrokować, jak obecna sytuacja wpłynie na tegoroczne zbiory? Jeśli tak – jak wyglądają te prognozy?

Prognozy nie są optymistyczne. Po pierwsze z powody braku środków ochrony roślin spowodowanych pandemią koronawirusa zakładamy słabsze zbiory. Do tego należy dodać brak wody, który znacząco obniży poziom plonów, zwłaszcza z roślin jarych.

 

Mówi się, że pandemia zmieni naszą rzeczywistość. Jak wpłynie na ochronę roślin?

Po zakończeniu pandemii koronawirusa w ochronie roślin prawdopodobnie wzrośnie znaczenie metod niechemicznych oraz upraw odmian odpornych i tolerancyjnych na agrofagi. Myślę, że metody biologiczne zyskają na znaczeniu i będą w większym stopniu stosowane w uprawach rolniczych. Dla zachowania bezpieczeństwa w zakresie dostępności surowców – przynajmniej część środków ochrony roślin powinna być produkowana w Unii Europejskiej, abyśmy w przyszłości nie byli w 100% zależni od sytuacji na rynkach azjatyckich. Musimy pamiętać, że płynne dostawy środków ochrony roślin oznaczają również bezpieczeństwo żywnościowe UE.

Okres kwarantanny uczy nas wszystkich, że rozwiązania dostępne online są optymalne w czasie pandemii. Sądzę, że ten kanał komunikacji będzie w większym stopniu wykorzystywany jako nośnik porad i wskazówek dla rolników. W ten właśnie sposób będzie przebiegać transfer wiedzy naukowej, czyli od instytutów badawczych, takich jak IOR – PIB, do doradztwa rolniczego, a następnie do rolników. Z pewnością powstaną nowe programy wieloletnie, które służą zarówno Ministerstwu, PIORiN, jak i ODR oraz praktyce rolniczej.

 

Jakie wnioski dla ochrony roślin już dziś możemy wyciągnąć z pandemii?

Pandemia nauczyła nas wszystkich, że bez odpowiedniego finansowania oraz zaplecza naukowego nie pokona się koronawirusa. Podobnie jest z ochroną roślin – tu także potrzebne będą nowe rozwiązania oraz systemy finansowania badań naukowych, tak aby możliwe było realizowanie projektów zapewniających bezpieczeństwo żywnościowe kraju, a także realizujących cele administracji rządowej i oczekiwania praktyki rolniczej.

Pandemia koronawirusa w dobitny sposób pokazała, jak istotne jest oszacowanie ryzyka wystąpienia przyszłych zagrożeń. Dotyczy to nie tylko zdrowia publicznego, ale także ochrony roślin, a w szczególności bezpieczeństwa fitosanitarnego. W tym przypadku musimy w jeszcze większym stopniu rozwijać prace nad prognozowaniem zagrożeń, które mogą być spowodowane przez nowe agrofagi, poprzez położenie większego nacisku na oceny zagrożenia agrofagami (PRA). Takie badania i ekspertyzy od kilku lat są prowadzone w IOR –PIB, w Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych. Pracuje nad nimi zespół 20 pracowników naukowych pod kierownictwem doktora Tomasza Kałuskiego, który przez ostatnie dwa lata doskonalił się w tym zagadnieniu w EFSA, czyli Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Żywności.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

  • fot. dr Tomasz Kałuski IOR – PIB

Bezpieczeństwo fitosanitarne to podstawa

Dr Tomasz Kałuski, kierownik Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Poznaniu, wyjaśnia dlaczego tak duże znaczenie ma bezpieczeństwo fitosanitarne, z jakim ryzykiem w zakresie agrofagów musimy się liczyć i jakie czynniki wpływają na jego wzrost.

 

Pandemia koronawirusa w dobitny sposób pokazała, jak istotne jest oszacowanie ryzyka wystąpienia przyszłych zagrożeń. Dotyczy to nie tylko zdrowia publicznego, ale także ochrony roślin, a w szczególności bezpieczeństwa fitosanitarnego. Co to znaczy bezpieczeństwo fitosanitarne i dlaczego jest tak ważne?

Bezpieczeństwo fitosanitarne to zapewnienie – produkcji roślinnej oraz roślinom dzikorosnącym – ochrony przed patogenami, szkodnikami i chwastami. O tym, jak istotna jest ochrona roślin, niech świadczy kilka liczb. Rośliny zapewniają 80% żywności na Ziemi oraz 98% tlenu, którym oddychamy. Wartość handlu produktami roślinnymi wzrosła trzykrotnie w ostatniej dekadzie i wynosi około 1,7 tryliona dolarów rocznie. Według prognoz FAO, aby wyżywić wszystkich mieszkańców Ziemi, produkcja roślinna musi wzrosnąć o 60% do roku 2050.

Z drugiej strony produkcja rolnicza, a roślinna w szczególności, obarczona jest ogromnym ryzykiem, związanym ze: zmianami klimatu, wzrostem wymiany handlowej (oraz związanym z tym skróconym czasem transportu towarów), wzrostem liczby osób podróżujących na ogromne odległości w bardzo krótkim czasie. Te trzy elementy zwiększają ryzyko zawleczenia, a następnie zadomowienia się szkodników pochodzących z odległych zakątków globu, które w naturalny sposób nie byłyby w stanie do nas dotrzeć oraz się zadomowić. Zapewnienie bezpieczeństwa fitosanitarnego oznacza niedopuszczanie do takiej sytuacji lub znaczące ograniczanie ryzyka jej wystąpienia.

 

Obecnie cały świat walczy z pandemią spowodowaną przez wirus SARS-CoV-2. Czy w świecie roślin spotyka się tak dotkliwe/globalne epidemie?

Szkody w produkcji roślinnej powodowane są przez szkodniki, choroby i chwasty i dotyczą niestety około 40% światowej produkcji, co przekłada się na straty w wysokości około 220 bilionów dolarów każdego roku. Oczywiście pojawiają się zagrożenia o zasięgu lokalnym, jak i takie, które w świecie roślinnym można by uznać za „epidemię”.

W tej chwili takim spektakularnym przykładem w świecie roślin jest bakteria Xylella fastidiosa. Jest to patogen mogący atakować ponad 300 gatunków roślin, który w południowej Europie powoduje zamieranie drzewek oliwnych i winorośli, generując miliardowe straty. Niestety praktycznie niedostępne są metody chemicznej ochrony roślin przed bakteriami i jedyną metodą jest zapobieganie rozprzestrzenianiu się choroby. Obserwujemy powolne przemieszczanie się tej bakterii z południa na północ i tylko kwestią czasu jest, kiedy dotrze do środkowej i północnej Europy.

Innym przykładem są owady zawleczone przez człowieka, które następnie rozprzestrzeniają się w sposób naturalny na mniejsze lub większe odległości. Ciekawym przykładem jest motyl, Spodoptera frugiperda, pochodzący z obu Ameryk, a zawleczony do Afryki i Azji. W Polsce jak na razie jest dla niego zbyt zimno, by się zadomowił i wykształcił stałe populacje. Jednakże może się przemieszczać (przelatywać) na odległość nawet 1500 km, a to oznacza, że znaczna część naszego kraju znajduje się w jego zasięgu, przynajmniej przez część sezonu wegetacyjnego.

Z kolei nicień – węgorek sosnowiec – pochodzący z Ameryki Północnej, zawleczony do Portugalii i rozprzestrzeniający się na Półwyspie Iberyjskim, atakuje obecnie drzewa iglaste, głównie sosny, powodując ich zamieranie.

„Epidemie” w świecie roślin, zwłaszcza uprawnych, mają też wpływ na życie ludzi. Dobitnym przykładem jest tu zaraza ziemniaka wywoływana przez organizm grzybopodobny –Phytophthora infestans. Choroba ta w połowie XIX wieku w Irlandii doprowadziła do głodowej śmierci miliona osób, była jednym z podstawowych powodów masowej emigracji Irlandczyków (około dwóch milionów osób) i zmniejszenia się populacji Irlandii o 20%.

 

Czy takie „epidemie” w świecie roślin jesteśmy w stanie przewidzieć?

Nie jesteśmy w stanie wyznaczyć dokładnego punktu w czasie i przestrzeni, kiedy i gdzie pojawi się jakiś agrofag. Możemy natomiast określić ryzyko dla danego gatunku, dla konkretnego obszaru w dającej się przewidzieć przyszłości i w określonych warunkach. Wykonując analizę ryzyka wystąpienia agrofaga dla danego obszaru, bierzemy pod uwagę wiele zmiennych, takich jak: biologia i ekologia szkodnika, patogenu czy chwastu, obecność roślin żywicielskich, drogi przenikania danego gatunku, warunki klimatyczne oraz istniejący reżim fitosanitarny. Na tej podstawie jesteśmy w stanie określić ryzyko (w sposób opisowy, przy wykorzystaniu 3-stopniowej lub 5-stopniowej skali, albo wyrażone konkretnym prawdopodobieństwem).

Oczywiście każda analiza ryzyka obarczona jest pewną niepewnością, która jest odwrotnie proporcjonalna do ilości i jakości danych, którymi dysponujemy. Na przykład dla wspomnianej bakterii Xylella fastidiosa ogólne ryzyko fitosanitarne dla Polski jest wysokie przy średniej niepewności. Ryzyko to jest wysokie, ponieważ warunki w naszym kraju sprzyjają rozwojowi tej bakterii – występuje ona na wielu roślinach żywicielskich i łatwo rozprzestrzenia się wraz z sadzonkami oraz przy udziale owadów. Średni poziom niepewności wynika z kolei z braku precyzyjnych danych na temat skuteczności stosowanych obecnie środków fitosanitarnych oraz ogromnej liczby gatunków roślin żywicielskich o nieznanym poziomie infekcji.

 

W kierowanym przez Pana Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych w IOR – PIB w Poznaniu prowadzone są m.in. prace nad prognozowaniem zagrożeń, które mogą być spowodowane agrofagami. Na czym te badania polegają?

Oceny zagrożenia agrofagiem wykonywane są przez zespół około 20 pracowników naukowych, pracujących w różnych jednostkach organizacyjnych IOR – PIB w ramach realizacji jednego z tematów Programu Wieloletniego – finansowanego przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Ocena zagrożenia agrofagiem (ang. Pest Risk Assessment) jest sformalizowaną, międzynarodową procedurą, uzgodnioną w ramach Międzynarodowej Konwencji Ochrony Roślin, która może stanowić podstawę do ograniczeń w imporcie roślin i produktów pochodzenia roślinnego do danego kraju lub – jak w naszym przypadku – do całej Unii Europejskiej. Agencją wykonującą tę procedurę dla Unii Europejskiej jest EFSA – European Food Safety Authority z siedzibą w Parmie, przeprowadzająca zarówno jakościowe analizy w postaci kategoryzacji agrofagów, jak i pełne ilościowe oceny ryzyka. Nasz zespół wykonuje oceny ryzyka w oparciu o schemat Europejskiej i Śródziemnomorskiej Organizacji Ochrony Roślin uzupełniony o elementy wymagane przez nowy system zdrowia roślin w UE. Cała procedura składa się z kilku etapów, w których szacujemy prawdopodobieństwo przeniknięcia danego agrofaga na obszar, dla którego wykonujemy analizę, prawdopodobieństwo zadomowienia, rozprzestrzenienia oraz wielkość potencjalnych szkód.

Jak wcześniej wspomniałem, oceny te wykonujemy w oparciu o dostępne informacje o biologii i ekologii agrofaga, jego wymagania klimatyczne, zakres roślin żywicielskich, tempo i sposób rozprzestrzeniania, itd. Szczególnie istotnym elementem jest możliwość przeniknięcia danego organizmu (lub infekcyjnej cząstki) na analizowany obszar. Tutaj bierzemy pod uwagę kierunki importu, rodzaj importowanych towarów, ich wolumen i sposób transportu, a także stosowane w kraju eksportującym środki fitosanitarne. Ponadto uwzględniamy prognozowane zmiany klimatu i wykonujemy również analizy dla Polski na 2050 r. i 2100 r.

 

Jakie korzyści przynoszą te badania?

Oczywistą korzyścią analiz ryzyka jest możliwość zarządzania tymże ryzykiem. Organy administracji państwowej mogą dostosować swoje plany monitoringu czy kontroli granicznych w taki sposób, aby skupić się na największych zagrożeniach, wskazanych w naszych analizach. Nie ma na świecie państwa, które może monitorować wszystkie punkty produkcji pod kątem wszystkich możliwych zagrożeń, stąd oceny ryzyka umożliwiają skoncentrowanie sił i środków na największych zagrożeniach dla upraw i środowiska.

Wyniki ocen zagrożenia mają także wpływ na międzynarodową wymianę handlową. Na podstawie oceny zagrożenia agrofagiem import danych towarów z konkretnego kierunku może zostać zablokowany, gdy ryzyko jest zbyt wysokie lub może zostać otwarty, gdy ryzyko spadło do akceptowalnego poziomu lub nie występuje. Cała procedura ma jeden nadrzędny cel: ochronę produkcji roślinnej oraz środowiska przed obcymi agrofagami.

 

Czy nowe agrofagi są szczególnie groźne w porównaniu do tych, które znamy od lat?

Nowe szkodniki, chwasty czy choroby niemalże zawsze powodują znacznie większe szkody niż nawet spokrewnione z nimi gatunki, znane w danym rejonie od lat. Dzieje się tak z kilku powodów. Nowo zawleczony gatunek to nowy element dla ekosystemu – zaburza jego równowagę z powodu braku naturalnych wrogów, czyli drapieżców i patogenów, które mogłyby utrzymać populację tego nowego gatunku na odpowiednim poziomie. W początkowej fazie jego populacja rośnie zatem bardzo szybko, niejednokrotnie niezauważalnie, aż do osiągnięcia progu szkodliwości. Wówczas zaczynamy obserwować pierwsze uszkodzenia roślin, które trudno jest przypisać znanym nam gatunkom. W kolejnej fazie rozpoznajemy nowy gatunek i staramy się go unieszkodliwić poprzez eliminację ze środowiska, a w następnych etapach – jeśli to zawiedzie – poprzez zmniejszanie jego szkodliwości, wdrażając znane nam metody ochrony roślin. Jednakże na to potrzeba czasu i dużych środków finansowych dla naukowców i instytucji państwowych przeprowadzających procedury zmierzające do likwidacji ogniska pojawu agrofaga.

 

W jaki sposób nowe agrofagi przenikają do naszego środowiska?

Nowe agrofagi mogą przenikać do naszego środowiska na dwa sposoby: poprzez naturalne rozprzestrzenianie się oraz przy udziale człowieka. W pierwszym przypadku zazwyczaj mamy czas na przygotowanie się na pojaw tego organizmu, jednak nie mamy niemalże żadnych możliwości ograniczenia ryzyka. Nie postawimy przecież tamy, bariery na naszych granicach, by uniemożliwić jego wniknięcie. W przypadku zawleczeń przy udziale człowieka nie jesteśmy z kolei w stanie określić momentu inwazji, jednak mamy szeroki wachlarz ograniczania ryzyka przeniknięcia.

Najczęstszą drogą zawleczeń nowych agrofagów jest transport roślin oraz produktów pochodzenia roślinnego z obszarów występowania danego organizmu. Zwróćmy uwagę na wielkość światowej wymiany handlowej, odległości, na jakie transportujemy towary w bardzo krótkim czasie, oraz na globalne zmiany klimatu. Te czynniki w znacznym stopniu zwiększają ryzyko zawleczeń. Szczególne zagrożenie niosą ze sobą drewniane materiały opakowaniowe, w których wiele owadów może być transportowanych dookoła naszego globu. Kolejna kategoria towarów to rośliny do sadzenia – w żywych tkankach mogą zostać zawleczone wirusy, bakterie albo larwy owadów. Inną kategorią towarów są owoce – w ich tkankach szczególnie łatwo przenieść larwy owadów, ale i inne grupy organizmów. Ryzyko zwiększa także rozwój metod transportu towarów, które umożliwiają jeszcze szybsze przemieszczanie ładunków. W ten sposób tworzone są korytarze, którymi nowe agrofagi mogą docierać na nowe obszary.

Zagrożenie niesie także turystyka oraz internetowy handel roślinami ozdobnymi. Turyści przywożą z podróży po całym świecie pamiątki w postaci sadzonek roślin, owoce, liście, nasiona, a wraz z nimi szkodniki, choroby i chwasty. W mieszkaniach czy ogródkach chcemy umieszczać niespotykane rośliny, kupujemy je więc na portalach aukcyjnych za granicą, a to również przyczynia się do zawlekania agrofagów. Niech jako przykład posłuży tutaj przypadek wspomnianego już wcześniej owada z rodzaju Anoplophora, który został zawleczony do Lombardii we Włoszech z jednym drzewkiem bonsai. Do dziś doprowadził do zniszczenia tysięcy drzew liściastych, a na jego eradykację wydano już miliony euro.

 

Jak możemy się chronić przed przenikaniem nowych agrofagów?

W obliczu nowych zagrożeń i rosnącego ryzyka zawleczenia nowych agrofagów oczywiście nie pozostajemy bierni i wdrażamy różnego rodzaju środki fitosanitarne, których celem jest ograniczanie ryzyka. W tym zakresie główną rolę odgrywają krajowe organizacje ochrony roślin prowadzące różne działania, z których możemy wyróżnić kilka kategorii: działania w miejscu produkcji, działania po zbiorach i w transporcie oraz działania po wejściu przesyłek do kraju lub regionu docelowego.

Do działań w miejscu produkcji zaliczamy inspekcje pod kątem wykrycia występowania danego agrofaga, zapobieganie infekcji przesyłek poprzez stosowanie odpowiednich metod uprawy, odpornych odmian, zbiory plonów w odpowiednim czasie, stosowanie kwalifikowanego materiału siewnego, itp. Należy tutaj wymienić również ustanawianie obszarów lub miejsc produkcji wolnych od danego agrofaga.

Działania możliwe do podjęcia po zbiorach i w transporcie to: prowadzenie inspekcji przesyłek, usuwanie niektórych części roślin (np. korzeni z glebą), odpowiednie metody pakowania i przygotowania towaru (np. mycie, poddawanie obróbce termicznej) czy zastosowanie specjalnych warunków transportu (odpowiednia temperatura, wilgotność czy czas transportu). Do procedur stosowanych po wejściu przesyłki do kraju lub regionu zaliczamy: obowiązkową kwarantannę wraz z testowaniem i inspekcjami przesyłki, dopuszczanie przesyłek tylko w określonej porze roku, ograniczanie obszaru, do którego możemy wprowadzać przesyłki.

Innymi środkami fitosanitarnymi, niezwiązanymi bezpośrednio z przesyłką, są: prowadzenie inspekcji i monitoringu na terenie kraju (przez odpowiednie służby, ale także producentów rolnych), czy przeprowadzanie działań mających na celu eradykację agrofaga po wykryciu jego obecności.

Należy także wspomnieć o odpowiednich regulacjach prawnych, które mają na celu ograniczenie ryzyka zawleczenia i rozprzestrzenienia nowych agrofagów na obszarze Unii Europejskiej. W grudniu 2019 roku weszły w życie regulacje tworzące nowy system zdrowia roślin w UE, gdzie z całkowicie otwartego reżimu importowego przeszliśmy w reżim częściowo zamknięty.

Spośród szeregu wprowadzonych rozwiązań warto szczególnie podkreślić dwa. Pierwszym jest lista roślin wysokiego ryzyka, których import do UE jest zakazany do momentu wykonania oceny zagrożenia agrofagiem (przez EFSA czyli Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) i wydania przez Komisję Europejską odpowiedniej zgody – dla każdej rośliny i dla każdego kierunku importu z osobna. Drugim rozwiązaniem jest obowiązek posiadania świadectw fitosanitarnych dla wszystkich roślin sprowadzanych spoza UE, za wyjątkiem owoców ananasa, bananowca, duriana, kokosa oraz daktyli. Warto przy okazji podkreślić, że zakaz importu dotyczy także turystów, a nie jedynie profesjonalnych importerów.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

 

Jakie agrofagi mogą obecnie najbardziej zagrażać naszemu bezpieczeństwu fitosanitarnemu – subiektywny wybór dr. Tomasza Kałuskiego 

  1. Bakteria Xylella fastidiosa i nicień węgorek sosnowiec; w przypadku obu gatunków eradykacja, czyli całkowite usunięcie z danego obszaru, jest już praktycznie niemożliwe.
  2. Owady, których co najmniej część cyklu życiowego odbywa się w drzewie lub drewnie, kózki z Azji: Anoplophora chinensis oraz Anoplophora glabripennis, które już pojawiły się w kilku miejscach w Europie (żerują w wielu gatunkach drzew liściastych, powodując ich obumieranie).
  3. Owady zbliżające się do naszych granic: Agrilus anxius i Agrilus planipennis. Pierwszy z nich pochodzi z Ameryki Północnej, natomiast drugi z Azji. planipennis jest szkodnikiem jesionów powodującym najpierw żółknięcie liści, ich opadanie, a finalnie obumieranie drzew. Z kolei A. anxius to owad atakujący brzozy.
  4. Popillia japonica to pochodzący z Japonii chrząszcz, który został zawleczony najpierw do USA, następnie na Azory, a od roku 2014 obserwowany jest w Rosji i Portugalii. Odłowiono go też w Holandii, w pobliżu lotniska Schiphol. Jest to typowy polifag, co oznacza, że może żerować na wielu gatunkach roślin (ponad 300). Zagraża wielu roślinom dzikorosnącym oraz drzewom i krzewom owocowym, takim jak: jabłonie, grusze, śliwy, maliny, jagody, winorośli, a także roślinom uprawnym, np. kukurydzy, obniżając znacząco plony.
  5. Chrząszcz Aromia bungii, natywny dla Chin, Półwyspu Koreańskiego, Tajwanu i Wietnamu, zawleczony do Włoch i Niemiec w 2012 r., jest agrofagiem wyrządzającym poważne szkody w uprawach wiśni, śliw, brzoskwiń i grusz.
  6. Kolejny owad zagrażający uprawom wielu gatunków warzyw (m.in. sałaty, kapusty, kalafiora, papryki, ogórków, fasoli), owoców (m.in. cytrusów, truskawek, gruszek, jabłek, winorośli) i roślin uprawnych (m.in. rzepaku, kukurydzy, pszenicy, buraków) to Spodoptera frugiperda. Co prawda w dzisiejszych warunkach klimatycznych owad ten nie może się u nas zadomowić, jednakże może nalatywać w okresie wegetacyjnym z obszarów, gdzie zadomowić się może, wyrządzając dotkliwe szkody, zwłaszcza w południowych regionach kraju.

 

  • fot. dr hab. Paweł Bereś

Susza to stres. Dla rolnictwa i dla roślin

O tym, w jaki sposób susza oddziałuje na rolnictwo, czy w czasie suszy wzrasta ryzyko wystąpienia agrofagów oraz czy stosowanie środków ochrony roślin jest równie skuteczne, jak podczas normalnego poziomu nawodnienia gleby – opowiada dr hab. inż. Paweł K. Bereś, prof. IOR – PIB, kierownik Terenowej Stacji Doświadczalnej Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Rzeszowie.

 

Susza 2020 jest faktem i już teraz szacuje się, że będzie jedną z największych susz w ciągu ostatnich 30 lat. Czy o tej porze roku wpływ suszy na tegoroczne uprawy rolne jest jeszcze odwracalny?

Z punktu widzenia upraw rolniczych wpływ suszy na rośliny niestety nie zawsze jest odwracalny po nadejściu opadów. Wszystko zależy od tego, jak długo trwały niedobory wody, w jakiej fazie wegetacyjnej wystąpiły i czy już wówczas wpłynęły na rozwój rośliny na tyle mocno, że nawet pojawienie się opadów nie spowodowało znaczącego przyrostu plonu.

Woda jest roślinie potrzebna do życia. Gdy jej zabraknie, ograniczone są m.in. procesy przyrostu biomasy, gdyż roślina ma utrudnione pobieranie składników pokarmowych. Rośliny oczywiście w pewnym stopniu potrafią bronić się przed suszą – w ich organizmach mogą zachodzić różne przemiany metaboliczne związane ze stresem suszy (dla roślin susza to sytuacja stresowa), a to z kolei może mieć wpływ na ich dalszy rozwój, jeżeli problem z niedoborem wody będzie się pogłębiał.

 

Jak może się to objawiać w uprawach rolniczych?

Niestety skutki widoczne są już w tegorocznych uprawach. W wielu regionach Polski rośliny uprawne, przede wszystkim jare (zboża, rzepak, buraki), borykały się z problemem niedoboru wody, który był związany z bezśnieżną, suchą zimą i brakiem zapasów wody w glebie. W wielu sytuacjach uprawy te wschodziły z opóźnieniem i nierównomiernie, zwłaszcza na glebach lekkich. Majowe opady, choć nieco wspomogły rośliny, były zbyt krótkotrwałe, by możliwe było odbudowanie zasobów wodnych.

Możemy zatem stwierdzić, że susza trwa nadal i w dodatku może się pogłębić wraz z nadejściem upałów. Co prawda wówczas często występują też opady nawalne, jednak z punktu widzenia upraw nie są one korzystne, gdyż paradoksalnie, zwłaszcza jeśli ziemia jest spieczona, nie nawadniają gleby w dostatecznym stopniu, lecz spływają i tylko niewielka ilość wody przenika do gleby na głębokość większą niż 10 cm. Uratować sytuację może spokojny, jednostajny i wielodniowy deszcz.

 

Jakie są skutki suszy dla rolnictwa?

Susza to stres nie tylko dla roślin, ale i dla całego rolnictwa. Jest to bowiem sytuacja, która wpływa na bardzo wiele obszarów działalności rolniczej. Po pierwsze z suszą związane są straty finansowe dla gospodarstw – wynikające ze spadku poziomu plonów i ich gorszej jakości. Po drugie – niższe plony oznaczają mniejszą podaż paszy dla zwierząt. Po trzecie – pojawiają się problemy z wywiązaniem się z umów kontraktacyjnych. Po czwarte – trzeba liczyć się z większym ryzykiem pojawienia się chorób i szkodników lubiących takie warunki oraz z obniżeniem się skuteczności niektórych zabiegów chemicznej i biologicznej ochrony roślin. W wielu przypadkach konieczne będzie nawadnianie pól, co wiąże się z dodatkowymi kosztami, m.in. zakupu odpowiedniej aparatury, założenia studni głębinowych lub deszczowni, a także z koniecznością przejścia całej ścieżki urzędowej, związanej z uzyskaniem odpowiednich dokumentów i zezwoleń. Susza nie jest też obojętna dla gleby.

 

W jaki sposób na nią wpływa?

Życie w glebie zależy od wilgotności. Przy jej niedoborach ograniczone może zostać oddziaływanie wielu drobnoustrojów, które uczestniczą np. w procesach próchnicotwórczych, w stymulacji wzrostu roślin, albo rozkładaniu pozostałości środków ochrony roślin. Ponadto susza zwiększa degradację wietrzną i wodną gleby. Coraz częstszym widokiem w okresie wiosennym są np. zamiecie pyłowe, a spalona słońcem gleba (zwłaszcza jej wierzchnia warstwa organiczna) po wiosennych nawałnicach ulega szybkiemu wypłukaniu. Brak wody w glebie utrudnia pobieranie składników odżywczych, dlatego rośliny mogą wykazywać niedobory pewnych makro- i mikroskładników, nawet pomimo tego, że zostały one wprowadzone do gleby.

 

Wiele się słyszy o tym, że susza to także problem całego społeczeństwa. W jaki sposób się to przejawia?

Mniejsza podaż surowców rolno-ogrodniczych na rynku to oczywiście wyższe ceny. Pamiętajmy, że problemy z brakiem opadów są dotkliwe nie tylko dla Polski, ale i całej Europy, więc import nie zawsze pozwala utrzymać ceny na akceptowalnym poziomie. O tym, jak susza może diametralnie zmieniać choćby ceny warzyw, np. cebuli czy pietruszki, można się było przekonać w ostatnich latach. Wyższe ceny płodów rolnych to z kolei wyższe koszty dla przetwórstwa, więc wzrastają ceny produktów przetworzonych, co każdy z nas odczuwa w swoim budżecie domowym. Bezpośrednio w rolników, a pośrednio w konsumentów płodów rolniczych uderza również problem rosnących cen materiału siewnego, którego produkcja jest mocno skorelowana z odpowiednim nawodnieniem.

 

Które rośliny w polskim rolnictwie w największym stopniu są wrażliwe na suszę?

Spośród roślin rolniczych szczególnie narażone na wiosenną suszę są uprawy jare, gdyż ozime – zwykle już dobrze zakorzenione – lepiej wychwytują wodę z gleby. Wśród upraw jarych w ostatnich latach szczególnie mocno ucierpiały: zboża, ziemniaki, buraki i kukurydza. Wiele jednak zależało od regionu (nie wszystkie województwa w jednakowym stopniu były dotknięte suszą), a także od rodzaju gleby, stosowanych odmian oraz technologii upraw.

 

Czy susza wpływa też na zagrożenie ze strony agrofagów?

Susza wpływa negatywnie na część organizmów szkodliwych, zasiedlających rośliny. Jednak nie każdy gatunek reaguje spadkiem liczebności i szkodliwości w takich warunkach. Na przykład chwasty, w zdecydowanej większości przypadków, w warunkach suszy radzą sobie lepiej niż rośliny uprawne. Tak reagują np.: chwastnica jednostronna, komosa, zaślaz pospolity, palusznik krwawy, rdesty, szczawik żółty, szarłat szorstki, psianka czarna żółtlica, włośnice i inne.

Również niektóre szkodniki lepiej się rozwijają, w dodatku wysokie temperatury sprzyjają rozwojowi dodatkowych pokoleń, np. u mszyc. Spośród fitofagów (roślinożerców) z suszą dobrze radzą sobie: przędziorki, wciornastki, mszyce, pchełki ziemne, skrzypionki zbożowe, rolnice, piętnówki, słonecznica orężówka, szarek komośnik, zmieniki, skoczki i wiele innych.

 

Czyli okres suszy pod względem zagrożenia ze strony agrofagów wcale nie jest bezpieczny?

Nie. Często się uważa, że aby doszło do porażenia roślin przez patogeny, warunkiem niezbędnym jest woda. Nie jest tak do końca, gdyż niektóre mikroorganizmy infekują rośliny nawet przy niewielkiej wilgotności. Przykładem takich patogenów są wirusy, ale i grzyby chorobotwórcze wywołujące np.: głownie, mączniaka, czy też rdze. Musimy też pamiętać, że wysokie temperatury podczas letniej suszy mogą sprzyjać pojawieniu się w Polsce nowych gatunków agrofagów. Przykładem jest słonecznica orężówka nalatująca okresowo do Polski, ale także skoczek kukurydziany, czy skośnik buraczany, które już się pojawiły.

Co ważne – w warunkach suszy połączonej z wysokimi temperaturami możliwe są pewne zmiany w biologii agrofagów. Zmieniają się terminy ich pojawów, a w konsekwencji optymalny czas ich zwalczania. Niektóre agrofagi, jak wspomniana mszyca, mogą rozwijać dodatkowe pokolenia, inne – jak stonka kukurydziana oraz omacnica prosowianka na kukurydzy – pojawiają się znacznie wcześniej niż dotąd. Są także agrofagi wędrujące, które przechodzą z uschniętych w czasie suszy roślin (np. zbóż), na inne uprawy (kukurydza). Takie zjawisko obserwowaliśmy w 2019 roku, kiedy chrząszcze skrzypionki zbożowej masowo szukały alternatywnego dla zbóż pokarmu i pojawiły się na kukurydzy w dotychczas nienotowanej liczebności.

 

Czy długotrwała susza może wpłynąć na skuteczność środków ochrony roślin stosowanych w rolnictwie?

Niestety tak, w dodatku na większość z nich. Nie wynika to z tego, że preparaty źle sobie radzą w takich warunkach, ale np. z tego, iż rośliny uprawne – będące w stresie suszy – mogą wykazywać mniejszą wrażliwość na stosowane substancje czynne. W czasie suszy następuje spadek jędrności tkanek roślin, co może wpływać na słabsze pobieranie związków biologicznie czynnych wnoszonych przez zabieg ochronny (zwłaszcza tych wnikających do komórek i razem z sokami krążących po całej roślinie). Niektóre rośliny o większych blaszkach mogą je zwijać (aby ograniczyć transpirację wody), a to oznacza mniejszą powierzchnię chłonną liści, a więc mniejszy obszar działania preparatu. Poza tym część roślin wytwarza więcej wosków powierzchniowych, co także ogranicza skuteczność wchłaniania środków ochrony roślin.

Jeśli gleba nie jest wilgotna, w okresie wiosennym może pojawić się problem z efektywnością działania herbicydów doglebowych. Częściowo z pomocą przychodzą tu nowoczesne formulacje i substancje dopełniające, tzw. wypełniacze, jednak w praktyce zdarza się, że konieczne jest powtórzenie zabiegu środkiem nalistnym.

Nie można także zapominać o tym, że chemiczne środki ochrony roślin ulegają degradacji w glebie, m.in. pod wpływem działania mikroorganizmów. Niestety susza powoduje, że to działanie jest wolniejsze. Taka sytuacja może z kolei wpływać na płodozmian, a właściwie uniemożliwić jego planową realizację.

Część preparatów ochrony roślin jest też wrażliwa na wysokie temperatury, więc w czasie upałów ich użycie nie jest rekomendowane. Przykładem są m.in. owadobójcze pyretroidy, skuteczne do 20o C. Niska wilgotność gleby wpływa także na skuteczność działania herbicydów doglebowych, dlatego zdarzają się sytuacje, że zabieg zwalczania chwastów należy powtarzać, ale już preparatem nalistnym. Susza może oddziaływać również na biopreparaty, zwykle obniżając ich skuteczność. Nicienie, preparaty mikrobiologiczne zawierające grzyby oraz bakterie, np. owadobójcze, do efektywnego działania wymagają bowiem wilgotności.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

  • Prof. dr hab. Paweł Węgorek

Zapylacze gwarantują różnorodność upraw

O roli pszczoły miodnej i innych zapylaczy w rolnictwie oraz o zasadach stosowania chemicznych środków ochrony roślin w kontekście zapylaczy opowiada prof. dr hab. Paweł Węgorek z Zakładu Entomologii i Agrofagów Zwierzęcych Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu.

 

W maju w mediach pojawiła się informacja o zatruciu prawie miliona pszczół w pasiekach niedaleko Środy Wielkopolskiej. Jakie to może mieć skutki dla okolicznych upraw?

Takie masowe zatrucie jest bezsprzecznie dużą stratą dla pszczelarzy, których rodziny pszczele zginęły. Dopóki trwają badania nad wyjaśnieniem tego zjawiska, trudno je komentować, choć niektóre symptomy wskazują na możliwość zatrucia pszczół środkiem ochrony roślin. Pamiętajmy jednak, że nie wszystkie środki ochrony roślin są niebezpieczne dla pszczół. Bezpieczne substancje można znaleźć również wśród insektycydów. Zawsze warunkiem jest prawidłowe, zgodne z etykietą stosowanie środka. Śmierć miliona tych pożytecznych owadów oznacza, że zginęło od 25–100 rodzin, w zależności od ich liczebności, która się wiąże z okresem rozwoju pszczół. To z kolei może oznaczać gorsze zapylenie roślin owadopylnych na obszarze około 50–100 ha.

 

Zapylacze, a zwłaszcza pszczoła miodna, pełnią ogromnie ważną rolę rolnictwie. Na czym ona polega?

Zapylacze pełnią w przyrodzie i w rolnictwie rolę pośredników w krzyżowym zapylaniu roślin. W przyrodzie Polski prawie 80% gatunków roślin to gatunki owadopylne. Bez przeniesienia pyłku z pręcików kwiatów na znamiona innych nie doszłoby do krzyżowego zapłodnienia, a więc ani do odpowiedniego owocowania, ani do produkcji nasion ogromnej ilości gatunków.

 

Czy rolnictwo może istnieć bez pszczół/zapylaczy?

Bez efektywnego zapylania krzyżowego roślin rolniczych i sadowniczych przez pszczołę miodną i inne gatunki zapylaczy rolnictwo musiałoby zrezygnować z uprawy około 50 gatunków roślin polowych. Mam na myśli między innymi uprawy mieszańcowych odmian rzepaku, gryki, grochu siewnego, peluszki, seradeli, esparcety, fasoli, łubinu żółtego, lucerny, słonecznika, prosa, gorczycy, lnu, koniczyny, soi i wielu innych. Jeszcze gorzej sytuacja wyglądałaby w sadownictwie i ogrodnictwie. Na skutek nieopłacalności produkcji prawdopodobnie zniknęłyby sady z licznymi odmianami drzew i krzewów owocowych, uprawy warzyw, roślin ozdobnych i innych. Nie byłoby jabłek, gruszek, śliwek, wiśni, czereśni, a także borówek, malin, truskawek, porzeczek, agrestu, itd. Wymieniłem tylko kilka przykładów owoców, jednakże aż 400 gatunków roślin wymaga zapylenia przez owady, w tym głównie przez pszczoły. Bez ich pomocy rolnictwu pozostałaby uprawa roślin wiatropylnych i samopylnych, a to oznacza ogromne monokultury roślin zbożowych i okopowych.

 

Jednakże zapylacze to nie tylko pszczoła miodna.

Jest bardzo wiele gatunków owadów, które zarówno w dzień, jak i w nocy zapylają różne rośliny. Na świecie opisano około 40 000 takich gatunków, natomiast w Polsce samych owadów z rodziny pszczołowatych opisano około 470 gatunków. Większość z nich to pszczoły samotne, budujące gniazda w ziemi, w szczelinach drzew i innych miejscach.

Pszczołami, a nie bąkami, są między innymi trzmiele (mamy ich w Polsce 31 gatunków). Wbrew powszechnej opinii rola trzmieli w przyrodzie jest również bardzo ważna. Na przykład tylko trzmiel ziemny zdolny jest do zapylania lucerny, koniczyny czy bobu. Owad ten w ciągu dnia potrafi odwiedzić kilka tysięcy kwiatów.

Oprócz owadów pszczołowatych zapylaczami są liczne gatunki motyli, muchówek, pluskwiaków, chrząszczy, błonkówki, sieciarek i trzeba zdawać sobie sprawę, że tysiące gatunków tych owadów występują w różnych siedliskach i że różnorodność występowania tych siedlisk jest warunkiem ich przeżycia.

 

Współczesne rolnictwo opiera się na integrowanej ochronie roślin, której istotnym elementem jest ochrona chemiczna. Jakie zasady bezpieczeństwa, w kontekście ochrony zapylaczy, powinni stosować rolnicy?

Każdy zabieg chemiczny z użyciem środka ochrony roślin narusza warunki egzystencji owadów, które w tym czasie występują na polu. Jeśli jest to zabieg insektycydowy, stwarza to dla zapylaczy szczególne niebezpieczeństwo. Obecnie – w myśl zasad integrowanych programów ochrony roślin, jeśli konieczny jest zabieg insektycydowy na kwitnącej uprawie, na przykład rzepaku, to należy w pierwszej kolejności korzystać ze środków o jak najniższej toksyczności dla pszczoły miodnej. Podobnie należy chronić uprawy, na których występują kwitnące chwasty. Bardzo ważne jest przestrzeganie okresów prewencji dla pszczół, zwracanie uwagi na możliwość znoszenia przez wiatr cieczy roboczej lub pyłu przy siewie nasion zaprawionych substancją insektycydową. Zabiegi opryskiwania należy przeprowadzać w godzinach wieczornych i nocnych po oblocie pszczół i kończyć je na 3-4 godziny przed początkiem ich aktywności porannej.

 

Mówi się, że chemicznych środków ochrony roślin nie powinno się stosować w pobliżu pasiek. W jaki sposób rolnicy, których pola znajdują się w okolicy pasiek, mogą chronić swoje uprawy przed agrofagami bez użycia chemizacji?

Istnieje wiele metod ochrony roślin bez konieczności stosowania niebezpiecznych dla pszczół zabiegów chemicznych lub przynajmniej ograniczających ich stosowanie. Pamiętajmy jednak, że również pszczelarz, który może pasiekę przemieścić, powinien dbać o jej bezpieczeństwo, najlepiej poprzez stały kontakt z rolnikami. Wracając do pytania – podam przykład ochrony rzepaku, który najczęściej wymaga ochrony chemicznej. Uprawiając rzepak ozimy wiosną, należy uwzględnić jak największe ograniczenie zachwaszczenia, bowiem zakwitające przed rzepakiem chwasty przyciągają owady zapylające. Zbilansowane nawożenie rzepaku ogranicza zachwaszczenie, a więc i ten czynnik odgrywa ważną rolę w integracji metod ochrony. Dużą rolę odgrywa dobór odmiany, która – dzięki cechom wczesnego lub późnego dojrzewania – może unikać ataku niektórych szkodników lub wykazywać odporność na niektóre choroby. Dotyczy to również innych roślin rolniczych.

W celu ograniczania chemizacji nie powinno się również stosować zabiegów insektycydowych bez wyraźnego przekroczenia przez szkodniki progu szkodliwości. W razie konieczności można rozważyć zabieg brzegowy i stosować się do zasad, które omówiłem powyżej.

 

Istnieje też zasada, aby chemizacji nie prowadzić na kwitnących roślinach. Z drugiej strony coraz więcej słyszy się o tym, aby na brzegach pól uprawnych, na miedzach, wysiewać łąki, na których siłą rzeczy znajdują się rośliny kwitnące. Czy w takim przypadku wystarczy wykonanie zabiegu wieczorem, kiedy pszczoły skończą zapylanie?

Jeśli chodzi o pszczołę miodną powracającą po oblocie do swojego ula, który może być oddalony o kilka kilometrów od uprawy, gdzie przeprowadzony będzie zabieg, to wykonanie go wieczorem, przy użyciu odpowiedniego środka, nie stanowi dla niej niebezpieczeństwa. Pamiętajmy jednak o wymienionych wcześniej owadach pożytecznych zamieszkujących miedze, zakrzewienia i zadrzewienia śródpolne. Dla nich zabieg insektycydowy będzie śmiertelnie niebezpieczny. Dlatego należy unikać opryskiwania miedz, uważać na możliwość znoszenia cieczy przez wiatr, po prostu pamiętać o tych wszystkich małych sprzymierzeńcach rolnika i starać się je chronić.

 

Chemiczne środki ochrony roślin to zagrożenie dla pszczół – na ile prawdziwe jest to stwierdzenie?

To stwierdzenie jest prawdziwe. Pamiętajmy, że każdy zabieg chemiczny wprowadza w agroekosystemie pewne zaburzenia, obojętnie, czy jest to insektycyd, fungicyd czy herbicyd. Pszczoła miodna opryskana środkiem chemicznym zmienia swój charakterystyczny zapach i może nie zostać wpuszczona do ula. Nie wiemy, jak na tego owada, który jak żaden inny posługuje się mózgiem, wpływają mieszaniny, synergetyki czy też adiuwanty często stosowane przy zabiegach chemicznych. W tym obszarze potrzebne są odpowiednie badania naukowe.

 

Często słychać głosy, że zapylaczy mamy w Polsce za mało. Czy to prawda?

Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Biorąc pod uwagę stałe ubożenie ekosystemów, zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska różnymi substancjami chemicznymi, a w obszarze rolnictwa jego intensyfikację i monokultury zbóż, jest to bardzo prawdopodobne. Z drugiej strony obserwujemy obecnie wsparcie bioróżnorodności, a jest to bardzo pozytywny trend, zresztą nie tylko dla zapylaczy, ale dla całej przyrody.

 

Instytut Ochrony Roślin – PIB w Poznaniu prowadzi badania polowe dotyczące wielu aspektów stosowania chemicznych środków ochrony roślin na ryzyko zatruć pszczół. Jakie są wnioski z tych badań?

Wnioski z tych badań są konkretne: środki ochrony roślin, a zwłaszcza insektycydy, w większości stanowią zagrożenie dla pszczół. Jednak wśród substancji czynnych insektycydów istnieją takie, które przy zalecanych dawkach są całkowicie bezpieczne. Taką substancją jest na przykład acetamipryd. Choć należy do budzącej kontrowersje grupy neonikotynoidów, to jednak ze względu na budowę komórek nerwowych pszczoły miodnej, na tego owada acetamipryd nie działa. Również pyretroid tau-fluwalinat jest substancją bezpieczną dla pszczoły. Jednak, jak wspomniałem, większość insektycydów jest bardzo niebezpieczna i niestosowanie się do ścisłych zaleceń przy ich użyciu może okazać się przyczyną zatrucia tych owadów.

Wyniki naszych badań od wielu lat staramy się przekazywać do praktyki rolniczej, najczęściej poprzez artykuły w fachowej prasie rolniczej, poprzez publikacje książkowe, wywiady, a także podczas spotkań z rolnikami, firmami fitofarmaceutycznymi, studentami i uczniami szkół rolniczych. Poprzez stały kontakt z Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa wyniki naszych badań przekazywane są na bieżąco również doradztwu rolniczemu.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

  • dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB

Nowe strategie, nowe wyzwania

O tym, jaki wpływ na polskie rolnictwo będą mieć strategie: „Od pola do stołu” oraz „Na rzecz bioróżnorodności”, opowiada dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB, zastępca dyrektora ds. naukowo-badawczych w IOR – PIB.

 

Konferencja Ochrony Roślin – 61 Sesja Naukowa IOR – PIB będzie realizowana pod hasłem „Nowe strategie ochrony roślin”. Zmiana nazwy oraz tytuł konferencji wiążą się z wprowadzeniem przez Komisję Europejską dwóch istotnych dla rolnictwa strategii: „Od pola do stołu” oraz „Na rzecz bioróżnorodności”. Czy będą one miały duży wpływ na polskie rolnictwo?

Zmiana nazwy Sesji Naukowej oraz temat przewodni są tak naprawdę odzwierciedleniem trendów rozwoju europejskiego rolnictwa. Wdrożenie obu strategii to plan długoterminowy, oparty na stopniowej realizacji założonych celów środowiskowych, prozdrowotnych i ekologicznych. Jego realizacja bez wątpienia wpłynie na polskie rolnictwo, które będzie musiało dostosować się do nowych wytycznych dotyczących ochrony roślin, nawożenia upraw, a także – w niektórych przypadkach – przestawienia produkcji w kierunku gospodarowania ekologicznego. Konferencja Ochrony Roślin, czyli 61 Sesja Naukowa IOR – PIB jest idealną okazją, aby zacząć o tym rozmawiać, przede wszystkim z uwzględnieniem potrzeb i oczekiwań praktyki rolniczej.

Jakie są główne powody wprowadzenia strategii „Na rzecz bioróżnorodności” i „Od pola do stołu”?

Od wielu już lat w Unii Europejskiej toczą się dyskusje na temat przyszłości rolnictwa i przemysłu spożywczego w kontekście postępujących zmian klimatycznych. Stąd też nie dziwi tworzenie nowych strategii rozwoju, jak „Zielony Ład”, który z założenia ma prowadzić do poprawy dobrostanu ludzi i planety, lepszego zysku dla producentów rolnych oraz produkcji bezpiecznej żywności. I tak w ramach „Zielonego ładu” Komisja Europejska przyjęła nową strategię „Na rzecz bioróżnorodności”, której celem jest tzw. „powrót do natury” (produkcji jak dawnej) oraz strategię „Od pola do stołu” dla promowania zdrowego i przyjaznego dla środowiska systemu żywności. W Komisji Europejskiej nadal dyskutuje się nad metodami, które mają doprowadzić sektor rolny i produkcję żywności do neutralności klimatycznej. Nie jest to łatwe, gdyż ogólnie rozumiane rolnictwo i produkcja rolnicza są „ofiarami” zmian klimatycznych, a jednocześnie mają znaczący udział w emisji gazów cieplarnianych.

Strategia „Od pola do stołu” zakłada, że do 2030 roku 25% użytków rolnych powinno być obszarami użytkowanymi zgodnie z zasadami rolnictwa ekologicznego. Co to w praktyce oznacza dla polskich rolników?

Istnieje kilka interpretacji tego zapisu. Mówi się o: 25-procentowym udziale w skali każdego gospodarstwa, w skali każdego kraju UE (25% gruntów ornych w danym kraju przeznaczone na gospodarowanie w systemie produkcji ekologicznej) oraz w ujęciu globalnym (w odniesieniu do ogólnej powierzchni upraw we wszystkich krajach UE).

Na ostateczne rozstrzygnięcie musimy jeszcze poczekać, jednak najbardziej racjonalne wydaje się ujęcie globalne. Niezależnie od podejścia, pewne jest, iż udział gruntów przeznaczonych na gospodarowanie w systemie ekologicznym wzrośnie. Bo choć niektóre kraje, jak Austria (24%), Estonia (20%), Szwecja (blisko 19%), Włochy (ponad 15%), mogą pochwalić się sporym udziałem rolnictwa ekologicznego, to jednak średnia unijna ma wartość jednocyfrową (około 7% w roku 2017). W Polsce w 2019 roku powierzchnia upraw ekologicznych wynosiła nieco ponad 500 tys. ha, co stanowiło jedynie około 4% powierzchni upraw. Może zatem zdarzyć się tak, że areał upraw ekologicznych w Polsce będzie musiał się znacząco powiększyć.

Warto zwrócić uwagę na to, że wytyczając tak ambitne cele w zakresie produkcji ekologicznej, Komisja Europejska musi uwzględnić też skumulowane skutki społeczne i gospodarcze w danym kraju. Uprawy ekologiczne przynoszą zazwyczaj niższe plony w porównaniu z konwencjonalnymi (integrowanymi). Efektem powiększenia obszarów uprawy ekologicznej może być zatem to, że niektóre kraje mogą stać się importerem żywności. Miejmy nadzieję, że nie spotka to Polski.

Uprawa roślin zgodnie z założeniami rolnictwa ekologicznego jest wyzwaniem, przede wszystkim z powodu niestosowania chemicznych środków ochrony roślin. Na jakie metody powinni położyć obecnie nacisk rolnicy, którzy w ciągu tych 10 lat chcieliby przekształcić swoje uprawy w uprawy ekologiczne?

W produkcji ekologicznej ochrona jest ukierunkowana na eliminowanie przyczyn, a nie skutków. Dlatego głównymi czynnikami ochrony upraw przed agrofagami są działalność profilaktyczna i zabiegi bezpośrednie. Do działań profilaktycznych należą między innymi: ustalenie prawidłowego płodozmianu, nawożenie naturalne, obsada roślin, dobór odpowiednich gatunków i odmian (odmiany szybkorosnące i zacieniające glebę), termin i norma wysiewu, zasiewy mieszane, itd. Wymienione zabiegi agrotechniczne mają na celu stworzenie korzystnego stanu fitosanitarnego gleby i zwiększenie odporności roślin, tak aby maksymalnie ograniczyć występowanie organizmów szkodliwych.

Dopiero gdy te metody okażą się niewystarczające, możemy zastosować dopuszczone przez prawo niechemiczne środki ochrony roślin (lista dostępnych preparatów znajduje się na stronie www.ior.poznan.pl/1631,srodki-ochrony-roslin-do-upraw-ekologicznych). W ochronie przed chwastami istotne znaczenie mają zabiegi bezpośrednie, jak: odchwaszczanie mechaniczne, wykonane przy użyciu bron, obsypników, pielników. Z kolei stosowanie zabiegów opryskiwania z użyciem naturalnych roślinnych preparatów (np. wyprodukowanych w gospodarstwie wyciągów z roślin, naparów i wywarów z ziół) ma spełniać zadanie profilaktycznie, tj. wzmacniać, uodparniać roślinę uprawną na infekcje ze strony czynników chorobotwórczych lub odstraszać szkodniki.

W jaki sposób ograniczenie stosowania środków ochrony roślin w rolnictwie może wspierać odrodzenie bioróżnorodności?

Głównym celem zaproponowanej w maju 2020 roku strategii „Na rzecz bioróżnorodności 2030” jest ograniczanie zjawiska degradacji ekosystemów. Jednym z głównych założeń tej strategii jest wyłączenie aż 10% gruntów rolnych z produkcji roślinnej i przeznaczenie ich na działania wspierające zachowanie bioróżnorodności, czyli tworzenie pasów kwietnych albo żywopłotów. Z założenia obszary te będą „wolne” od zabiegów ochrony roślin (mniej chemii to z reguły większa bioróżnorodność), co w globalnej skali może przełożyć się na zmniejszenie zużycia środków ochrony roślin. Jednakże w przypadku tej strategii warto dokonać też analizy, w jaki sposób owo ograniczenie gruntów pod produkcję rolną czy ogrodniczą wpłynie na bezpieczeństwo żywnościowe poszczególnych państw członkowskich.

Strategia „Od pola do stołu” zakłada ograniczenie stosowania środków ochrony roślin aż o 50% w ciągu najbliższej dekady. Ten zapis budzi wiele kontrowersji interpretacyjnych…

Trzeba przyznać, że zapis o drastycznym (o połowę) ograniczeniu zużycia środków ochrony roślin nie jest precyzyjny i wszyscy czekamy na jego uszczegółowienie. Pojawiają się głosy, że nie dotyczy on literalnie każdego kraju Unii (czyli, że każdy kraj ograniczy o 50% zużycie środków ochrony roślin), a tylko tych regionów geograficznych lub niektórych państw, gdzie od wielu lat zużycie środków chemicznych przekracza znacząco średnią unijną. W takim wypadku polski rolnik (w Polsce wskaźnik zużycia środków ochrony roślin jest poniżej średniej europejskiej) nie powinien się obawiać wprowadzenia nowych regulacji.

Wobec konieczności ograniczenia stosowania środków ochrony roślin być może niezbędny będzie powrót do starych, sprawdzonych metod uprawy sprzed lat. Do których szczególnie?

Rzeczywiście możemy obecnie odnieść wrażenie, że historia powoli zatacza koło, zarówno w aspekcie produkcji rolnej, jak i ochrony przed agrofagami. Wracamy do sprawdzonych wzorców i właściwych zasad produkcji roślinnej, opartej na racjonalnym wykorzystaniu metod agrotechnicznych i środków do ochrony.

Bieżąca opłacalność produkcji i możliwości zbytu nie mogą być jedynymi determinantami wyboru rodzaju produkcji roślinnej. Rzadko stosowany płodozmian (głównie z dominacją zbóż), uproszczenia w uprawie roli i uprawa w monokulturze znacznie utrudniają dobór skutecznych metod ochrony chemicznej. Musimy też mieć świadomość występowania zjawiska uodparniania się agrofagów na środki ochrony roślin (z powodu ich powszechnego i jednostronnego stosowania). Te ograniczenia w doborze i skuteczności środków chemicznych wymuszają powrót do znanych (i skutecznych) metod agrotechnicznych, wśród których płodozmian i orka są nadal kluczowymi elementami ograniczania występowania agrofagów.

Jakie mogą być społeczne i ekonomiczne efekty wdrożenia strategii „Na rzecz bioróżnorodności” i „Od pola do stołu”?

Dziś w krajach UE nie odczuwamy braków w ilości wyprodukowanej żywności. Europa w tym względzie jest samowystarczalna. Problemem jest jakość tej żywności i jej walory odżywcze. Paradoks polega na tym, iż przeciętny Europejczyk chce kupować żywność w pełni bezpieczną, najlepiej z produkcji ekologicznej. Jednak jej cena jest wyraźnie wyższa, gdyż wytworzenie produktów ekologicznych jest po prostu bardziej kosztowne, zaś produktywność upraw niższa niż w przypadku produkcji konwencjonalnej (niekiedy 2-4-krotnie). Zaproponowane przez KE nowe strategie mogą przyczynić się do zmniejszenia globalnej produkcji rolnej, co w konsekwencji może przełożyć się na wzrost cen żywności.

Tylko zrównoważone podejście do ograniczeń w użyciu środków ochrony roślin i nawozów może zapewnić żywnościową samowystarczalność oraz bezpieczeństwo jakościowe produkcji roślinnej w krajach UE. Podejmując więc kolejne kroki w tym zakresie, Komisja Europejska powinna wyznaczyć wyważony kierunek, który jednocześnie zabezpiecza interesy rolników i konsumentów, a przy tym realizuje postulaty proekologiczne.

Pośrednim skutkiem wdrażania omawianych strategii może być konsekwentne eliminowanie z rynku substancji czynnych, służących do produkcji środków ochrony roślin. Z listy wykreślane są substancje czynne, które wykazują długotrwałe działanie na agrofagi. Natomiast zachowuje się lub wprowadza substancje chemiczne o krótkoterminowym działaniu ochronnym. Taka sytuacja powoduje, że liczba zabiegów ochrony w trakcje okresu wegetacji roślin nie maleje, a wręcz wzrasta. Zauważmy, że okres wegetacji z uwagi na zmiany klimatyczne się wydłuża. Konieczność częstszych zabiegów oznacza wzrost kosztów ochrony, utrudnienia organizacyjne i możliwe zagrożenia środowiskowe.

Czy jest możliwa efektywna uprawa roślin bez stosowania środków ochrony roślin?

Obecnie ochrona roślin w oparciu o chemiczne środki ochrony jest najtańsza i najprostsza. Przestawienie się na efektywną uprawę „bez chemii” dla wielu producentów może być dość trudne, wymaga bowiem uzupełnienia wiedzy na temat zasad produkcji roślinnej i ochrony bez użycia środków chemicznych. Oznacza to konieczność zapewnienia żyzności gleby i odpowiedniego zabezpieczenia przed agrofagami.

Okres konwersji z produkcji konwencjonalnej na ekologiczną zajmie zatem kilka lat. W tym czasie przestrzeganie zasad agrotechnicznych (jak: orka, dobór odmian odpornych na stresy abiotyczne i tolerancyjnych na agrofagi, termin siewu, wykorzystanie płodozmianu w celu zwalczania chorób, szkodników i chwastów, itp.) powinno zapewnić odpowiednio wysoką produktywność upraw. Z kolei planowane przez UE działania w kierunku zwiększania użycia biologicznych metod ochrony roślin (np. poprzez system dopłat celowych) dają nowe możliwości utrzymania poziomu lub nawet wzrostu produkcji roślinnej, przy zachowaniu wysokich standardów jakościowych pozyskiwanego plonu (surowce roślinne bez pozostałości środków ochrony roślin, mykotoksyn, azotynów i azotanów), co wpłynie na bezpieczeństwo jakościowe żywności. Między innymi o tym będziemy dyskutować podczas Konferencji Ochrony Roślin w 2021 r., na którą serdecznie zapraszam.

  • Prof. dr hab. Natasza Borodynko-Filas

Patogeny nie uznają granic

O badaniach nad agrofagami, a także o działalności naukowej i komercyjnej Kliniki Chorób Roślin IOR – PIB opowiada prof. dr hab. Natasza Borodynko-Filas, kierownik Kliniki.

 

Rok 2020 został przez ONZ ustanowiony Międzynarodowym Rokiem Zdrowia Roślin. W jaki sposób Klinika Chorób Roślin wpisuje się w idee promowane z tej okazji?

Znaczenie roślin dla funkcjonowania naturalnych ekosystemów, które stanowią podstawę łańcucha pokarmowego, rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego, nie podlega dyskusji. Przez cały okres wegetacji rośliny są narażone na ataki szkodliwych agrofagów i tutaj właśnie zaczyna się działanie Kliniki. Ponieważ niezmiernie ważne jest, aby szkodliwy wpływ patogenu został jak najszybciej ograniczony, niezbędne jest jego właściwe i szybkie rozpoznanie. Pozwala to bowiem na wdrożenie niezbędnych działań ochronnych, a w konsekwencji przekłada się na wyższe i lepsze jakościowo plony.

Jednak rola Kliniki Chorób Roślin nie polega tylko na identyfikacji patogenów niszczących uprawy. Jednym z naszych celów jest także promowanie dobrych praktyk i rozpowszechnianie wiedzy, np. na temat zagrożeń związanych z nieodpowiedzialnym importem roślin. Co prawda te kwestie regulują przepisy, jednak wiedza i świadomość zagrożeń zwykle działają skuteczniej. Dlatego podczas szkoleń prowadzonych przez naszych specjalistów staramy się pokazywać, jakim zagrożeniem jest niekontrolowany import roślin, omawiając na przykładach, jakie patogeny zostały zawleczone na teren UE i z jakimi zagrożeniami dla roślin się to wiąże. Nowe organizmy szkodliwe, dla których nie zostały wykształcone naturalne mechanizmy odpornościowe, mogą prowadzić do zamierania roślin, a tym samym zagrażać uprawom.

Klinika Chorób Roślin prowadzi działalność badawczą, ale świadczy także usługi komercyjne. W jakim zakresie?

Analizy przeprowadzane w klinice wykonywane są przez pracowników naukowych Kliniki Chorób Roślin i Banku Patogenów oraz Zakładu Wirusologii i Bakteriologii Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Poznaniu. Udoskonalili oni obecne i opracowali zupełnie nowe techniki diagnostyczne, dzięki którym jesteśmy w stanie zidentyfikować patogen w ciągu 3-4 godzin. To znaczące osiągnięcie, gdyż w przypadku wystąpienia porażenia roślin czas gra kluczową rolę – trzeba jak najszybciej uruchomić procedury ochronne, aby ograniczyć straty w uprawach, jednakże wcześniej musimy wiedzieć, przeciwko czemu walczymy. Dostarczane do Kliniki Chorób Roślin i Banku Patogenów próbki roślinne stanowią ponadto doskonały materiał badawczy dla naszych naukowców.

Jeśli chodzi o działalność stricte komercyjną, w laboratorium Kliniki Chorób Roślin i Banku Patogenów wykonujemy odpłatnie badania pozwalające na identyfikację patogenów oraz badania środków do odkażania pomieszczeń i narzędzi. Prowadzimy również sprzedaż izolatów bakterii i grzybów z Banku Patogenów.

W jaki sposób powstała kolekcja patogenów w banku? Jak jest rozbudowywana?

Kolekcja została ufundowana przez Ministerstwo Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w 1996 roku. Liczy ponad dwa tysiące izolatów grzybów i ponad dwieście szczepów bakterii. Każdy patogen zabezpieczany jest co najmniej dwiema uzupełniającymi się metodami i ma sporządzoną dokładną dokumentację. Zdecydowana większość patogenów pochodzi z Polski. Przechowywane mikroorganizmy to m.in. grzyby z rodzajów: Fusarium, Alternaria, Colletotrichum, Verticillium, Sclerotinia, Rhizoctonia, Botrytis, Cladosporium, Phoma i in., oraz bakterie rodzajów: Erwinia, Pseudomonas, Clavibacter, Pectobacterium, Xanthomonas, Agrobacterium, Dickeya, Pantoea i in. W Banku Patogenów zdeponowane są także mikroorganizmy kwarantannowe, które ze względów bezpieczeństwa przechowywane są w Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych IOR – PIB.

Ile próbek roślin zostało dotychczas przebadanych w Klinice Chorób Roślin?

Od początku istnienia laboratorium, czyli od 2011 roku, liczba ta systematycznie rośnie. Zaczynaliśmy z pułapu ok. 50 próbek rocznie, obecnie ta liczba oscyluje wokół 500. Prowadzimy też odrębne badania poświęcone konkretnym patogenom. Na przykład na szeroką skalę prowadzimy badania nad wirusem żółtaczki rzepy na rzepaku. Od 2015 roku przebadaliśmy ponad 3 tysiące roślin rzepaku pochodzących z całego kraju.

Czy – jeśli badanie wykaże obecność agrofaga, który może zagrozić okolicznym uprawom – wdrażane są jakieś procedury monitoringu okolicznych upraw?

Na pracownikach Instytutu Ochrony Roślin – PIB, którego częścią jest Klinika, spoczywa obowiązek informowania służb fitosanitarnych o pojawieniu się nowego zagrożenia dla roślin uprawnych. Procedura jest taka, że kierownik Kliniki zgłasza wystąpienie lub podejrzenie nowego patogenu do dyrektora IOR – PIB, który o zdarzeniu informuje inspekcję ochrony roślin (właściwą dla miejsca, gdzie zagrożenie wystąpiło). Istnieje też lista patogenów, które nie są na liście kwarantannowej, ale podlegają obowiązkowi zwalczania, i wówczas każdorazowo pojawienie się agrofaga również musi być zgłaszane. Przykładem jest rak bakteryjny (Clavibacter michiganensis subsp. michiganensis) czy pojawiający się w całej Europie, w uprawie pomidora, wirus brązowej wyboistości owoców pomidora (Tomato brown rugose fruit virus, ToBRFV).

Kto najczęściej korzysta z usług Kliniki?

Z naszych usług najczęściej korzystają ogrodnicy, którzy muszą utrzymać szczególny reżim sanitarny w uprawach prowadzonych pod osłonami. Są to producenci warzyw i roślin ozdobnych. W drugiej kolejności badania zlecają firmy nasienne, które przed wprowadzeniem nowej odmiany na rynek testują ją u nas, np. pod kątem występowania wirusów. Współpracujemy również z Inspekcją Ochrony Roślin, na zlecenie której testujemy materiał roślinny przeznaczony na eksport, np. badamy susz tytoniowy (wysyłany m.in. do RPA czy Indii) pod kątem występowania grzybów i wirusów. W mniejszym stopniu z usług Kliniki Chorób Roślin korzystają rolnicy.

Ponadto z zasobów Banku Patogenów IOR – PIB odpłatnie korzystają m.in. pracownicy środowiska naukowego (w celu prowadzenia badań) oraz firmy hodowlane zajmujące się tworzeniem nowych odmian roślin uprawnych odpornych na poszczególne patogeny, czy przedsiębiorstwa prowadzące badania rejestracyjne środków ochrony roślin.

Czy dokonania naukowe Kliniki znajdują zastosowanie w praktyce?

Oczywiście. Największym osiągnięciem wirusologów pracujących w Klinice było przeprowadzenie badań, na podstawie których w 2017 roku zarejestrowano w Polsce szczepionkę przeciwko wirusowi mozaiki pepino występującemu na pomidorze.

Które patogeny są obecnie największym zagrożeniem dla polskich upraw?

Z pewnością największym zagrożeniem w uprawach rolniczych w ostatnich latach są wirusy przenoszone przez mszyce. Przykładem zagrożeń dla dzisiejszych upraw mogą być też np.: wirus żółtaczki rzepy i kiła kapustnych (występujące na rzepaku) czy wirus żółtej karłowatości jęczmienia i wirus karłowatości pszenicy (występujące na zbożach ozimych). W uprawach warzyw dużym zagrożeniem nadal pozostają: wirus mozaiki pepino oraz wirus brązowej plamistości na pomidorze, wirus zielonej mozaiki ogórka czy szereg wirusów porażających uprawy cukinii. W ostatnich latach na cukinii zidentyfikowaliśmy aż 7 różnych wirusów, które często – występując w mieszanych infekcjach – powodują całkowitą utratę plonu. Oczywiście takich zagrożeń jest więcej, jednak to wirusy, z powodu braku środków do ich zwalczania, są rzeczywiście istotnym zagrożeniem w rolnictwie.

Jakie są źródła pojawiania się nowych patogenów?

Jest to z jednej strony związane ze zmianami klimatu, a z drugiej – z bardzo dużym obrotem materiałem roślinnym, zarówno w Europie, jak i pomiędzy kontynentami. Dobrym przykładem są wirusy na cukinii. Do 2005 roku uprawę cukinii stanowiły przydomowe ogródki, a tym samym pojedyncze rośliny. Wraz ze wzrostem areału upraw, na roślinach tych masowo zaczęły żerować mszyce, które przenoszą wirusy. I tak stopniowo w Polsce na cukinii zaczęły pojawiać się wirusy, które wcześniej identyfikowano na południu Europy. Z czasem zaczęły się one pojawiać w uprawach u naszych południowych sąsiadów, a stamtąd trafiły również do Polski. Część wirusów jest przenoszona do nas wraz z nasionami, które pomimo odkażania pozostają w niewielkim stopniu skontaminowane i stanowią pierwotne źródło infekcji w danej uprawie. Oczywiście materiał sprowadzany do kraju, bądź eksportowany z Polski, jest badany i posiada certyfikat jakości, jednak przy tak dużym obrocie nie ma możliwości zapewnienia w 100%, że patogen wraz z sadzonkami, cebulami czy nasionami nie zostanie rozprzestrzeniony na inne uprawy i na duże odległości.

  • prof. dr hab. Marek Mrówczyński

Ochrona roślin: nowa rzeczywistość i nowe wyzwania

O tym, w jaki sposób epidemia koronawirusa wpłynęła na organizację Sesji Naukowej IOR – PIB, jakie wyzwania stoją przed współczesnym rolnictwem i w jaki sposób się ono zmienia z prof. dr. hab. Markiem Mrówczyńskim, Dyrektorem Instytutu Ochrony Roślin – PIB rozmawiała Andromeda Wróbel.

 

Niedawno minął rok od czasu wykrycia pierwszego przypadku Covid-19. Nikt nie przypuszczał, jak bardzo zmieni się od tego momentu nasza rzeczywistość. Za niecałe 3 miesiące odbędzie się kolejna, 61. Sesja Naukowa IOR – PIB. Jaki wpływ na organizację tego wydarzenia miała epidemia koronawirusa?

Pandemia koronawirusa spowodowała, że musieliśmy zmienić plany, o których informowaliśmy już  podczas zakończenia jubileuszowej 60. Sesji Naukowej w lutym tego roku. Zmiany te są rewolucyjne – prawie cała 61. Sesja, z uwagi na bezpieczeństwo prelegentów, uczestników oraz organizatorów – odbędzie się w trybie online, a tylko część wykładów będzie miała miejsce w Centrum Kongresowym Instytutu Ochrony Roślin. Wszystkie wydarzenia będą zaś transmitowane w Internecie, na specjalnej platformie cyfrowej.

Efektem epidemii było drastyczne ograniczenie kontaktów, a tym samym możliwości przekazywania wiedzy do praktyki rolniczej. Między innymi dlatego całe Forum „Nauka – Doradztwo – Praktyka" zostanie poświęcone wspomaganiu decyzji w ochronie roślin rolniczych i ogrodniczych z wykorzystaniem Internetu oraz Platformy Sygnalizacji Agrofagów.

61. Sesja Naukowa zmienia nie tylko formułę, ale i nazwę. Dlaczego?

Podczas 60. Sesji Naukowej IOR – PIB została przedstawiona propozycja dodania do nazwy własnej informacji, że jest to również Konferencja Ochrony Roślin. Decyzję o tej zmianie podjęliśmy po zakończeniu 60. Sesji i dlatego od 61. Sesji nowa, pełna nazwa będzie brzmiała „Konferencja Ochrony Roślin – Sesja Naukowa Instytutu Ochrony Roślin – PIB”.

Od kilku lat formuła tego wydarzenia się zmienia, bo towarzyszą jej tematyczne fora dyskusyjne, jak np. „Forum Nasienne”, forum „Nauka – Doradztwo – Praktyka”, czy konkurs wiedzy o integrowanej ochronie roślin dla szkół średnich. Włączenie do programu dodatkowych zagadnień oznaczało poszerzenie formuły Sesji Naukowej, a w konsekwencji zmianę nazwy na „Konferencja Ochrony Roślin – Sesja Naukowa Instytutu Ochrony Roślin – PIB”. Nazwa ta pełniej oddaje rangę wydarzenia oraz wagę tematów poruszanych w jego ramach.

Czy oznacza to, że rolnictwo też zmienia kierunek rozwoju?

Rzeczywiście tak jest. Od wielu lat, zarówno w rolnictwie krajów UE, jak i spoza niej, obserwujemy zjawisko ograniczenia zastosowania środków chemicznych w ochronie roślin. Od 2014 r. w całej Unii obowiązuje integrowana ochrona roślin, która daje pierwszeństwo metodom ochronnym, opierającym się na stosowaniu m.in.: środków biologicznych, odmian odpornych i tolerancyjnych na agrofagi, pełnej agrotechniki, na unikaniu uproszczeń i monokultur, a dopiero w ostateczności na używaniu preparatów chemicznych, ale w dawkach możliwie najniższych i z zachowaniem bezpieczeństwa dla organizmów pożytecznych oraz środowiska. Można powiedzieć, że stosowanie integrowanej ochrony roślin, dzięki upowszechnianiu wiedzy, stało się już tzw. dobrą praktyką w polskim rolnictwie.

W maju 2020 r. Komisja Europejska przyjęła dwie strategie: „Od pola do stołu” oraz „Na rzecz bioróżnorodności”, które są rozwinięciem wcześniejszych wytycznych i zakładają, że do 2030 r. kraje Unii Europejskiej powinny ograniczyć o 50% zużycie środków ochrony roślin oraz zwiększyć do 25% powierzchnię gruntów pod uprawy ekologiczne. Polskie (i europejskie) rolnictwo musi się do tego przygotować, dlatego właśnie tym zagadnieniom poświęconych będzie gros prelekcji i dyskusji podczas zbliżającej się Konferencji Ochrony Roślin.

Te nowe wytyczne z pewnością będą niełatwą próbą dla rolnictwa. Z jakimi wyzwaniami będzie musiało sobie poradzić i jaka jest rola Sesji Naukowej w tym zakresie?

Strategie KE zalecają zmniejszenie użycia środków chemicznych w ochronie roślin – to w ujęciu generalnym. Jeśli jednak spojrzeć na to w kontekście lokalnym – w Polsce stosuje się np. czterokrotnie mniej środków niż w Niderlandach. Dlatego wydaje się, że wystarczy – tak jak dotychczas – racjonalne stosowanie preparatów chemicznych w możliwie najniższych dawkach. Największym wyzwaniem będzie prawdopodobnie konieczność zwiększenia zastosowania metod biologicznych w uprawach rolniczych (są one obecnie często stosowane w uprawach szklarniowych). Niestety środki biologiczne są kilkakrotnie droższe niż chemiczne i dlatego, aby zachować rentowność uprawy, istnieje potrzeba wprowadzenia dopłat (takie rozwiązania praktykowane są w wielu krajach Unii). Ponadto stosowanie metod biologicznych wymaga znajomości m.in. biologii organizmów szkodliwych i ich wrogów naturalnych. Dlatego ważne będzie szkolenie producentów i doradców w tym zakresie.

Chemizację upraw można ograniczyć poprzez hodowlę i wykorzystanie odmian odpornych i tolerancyjnych na czynniki abiotyczne i biotyczne, w tym na agrofagi. To ważne zagadnienie będzie omawiane podczas „Forum Nasiennego”, przy udziale specjalistów z Polskiej Izby Nasiennej, IHAR – PIB, COBORU, PIORiN oraz MRiRW. Spełnienie wymogów obniżenia poziomu chemizacji można również uzyskać, stosując rolnictwo precyzyjne oraz cyfryzację i robotyzację w ochronie roślin. Te zagadnienia także będziemy poruszać podczas przyszłorocznej Konferencji.

Aktualnie UE przygotowuje zmiany różnych rozporządzeń związanych z ochroną roślin, jak np. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1107/2009 dotyczącego wprowadzania do obrotu środków ochrony roślin. Efektem tych zmian będzie konieczność dostosowania polskiego prawa do unijnego. Dlatego też aktualizowane zagadnienia prawne znajdą się w programie obrad. Wyzwaniem dla rolnictwa, ale także dla świata nauki zajmującego się ochroną roślin, a pośrednio również dla doradztwa, będzie upowszechnienie (a wcześniej opracowanie) metodyk ochrony upraw ekologicznych. Co czwarty hektar upraw będzie musiał być prowadzony w systemie ekologicznym, bo tak zostało zapisane w Strategiach Komisji Europejskiej.

Jak od strony technicznej będą wyglądały prelekcje?

Sesja będzie odbywać się online na specjalnej platformie. Każdy z zarejestrowanych uczestników otrzyma indywidualne konto, dzięki któremu będzie mógł się zalogować na platformę. Zastosowana technologia umożliwi uczestnikom także aktywny udział w obradach. Uroczyste otwarcie oraz referaty wprowadzające będą fizycznie odbywać się w Centrum Kongresowym Instytutu Ochrony Roślin (przy zachowaniu reżimu sanitarnego) i w całości będą transmitowane na platformie.

Istotnym elementem dotychczasowych Sesji były też postery. W jaki sposób będą prezentowane na Konferencji Ochrony Roślin w 2021 r.?

Sesja posterowa będzie dostępna w wersji wirtualnej. Planujemy wszystkie postery pogrupować według określonych kategorii, a następnie zamieścić je w zakładce „Sesja posterowa”. Każdy z uczestników w dowolnej chwili będzie mógł przeglądać wybrane postery w galerii, natomiast o określonych porach uruchamiane będzie forum, na którym możliwa będzie dyskusja z autorami.

Sesje naukowe to także okazje do spotkań, rozmów i dyskusji panelowych. Czy odsłona Sesji online przewiduje możliwość wymiany poglądów między uczestnikami? Na jakich zasadach?

Po zakończeniu każdego wykładu będzie istniała możliwość zadania pytań i prowadzenia dyskusji, także na forach internetowych konferencji. Platforma umożliwi uczestnikom tworzenie chat roomów, zarówno do dyskusji 1-1, jak i dla grup osób, które będą chciały wymienić opinie np. na temat konkretnego wykładu. Powstaną także wirtualne stoiska instytucji oraz firm, które będą chciały zaprezentować ofertę, nowe technologie, innowacje oraz nawiązać nowe kontakty.

  • Dr Tomasz Kałuski

Międzynarodowy Rok Zdrowia Roślin w cieniu pandemii

O tym, jak ważne są rośliny dla zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego na świecie i jak skomplikowaną kwestią jest ochrona roślin, a także co łączy pandemię koronawirusa z chorobami roślin opowiada dr Tomasz Kałuski, kierownik Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu.

 

Czy świat bez roślin mógłby istnieć?

Oczywiście, że nie. Planeta, jaką znamy, bez roślin nie mogłaby istnieć. To rośliny odpowiadają za produkcję 98% tlenu, którym oddychamy i zapewniają 80% żywności na ziemi. Warto, abyśmy wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Nie bez przyczyny rok 2020 został ustanowiony przez ONZ Międzynarodowym Rokiem Zdrowia Roślin. Celem tej decyzji było podniesienie świadomości opinii publicznej, polityków i decydentów na temat znaczenia zdrowia roślin dla środowiska, gospodarki i zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego.

Dlaczego to tak ważne?

Rzadko mówi się o chorobach roślin w kontekście ich wpływu na bezpieczeństwo żywnościowe. Tymczasem szacuje się, że każdego roku w wyniku działalności agrofagów tracimy około 40% plonów. FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) wylicza, iż aby rosnącej populacji ludzi na świecie zapewnić wystarczającą ilość jedzenia, do roku 2050 musimy zwiększyć plony o 60%. Bez rozwoju biotechnologii w uprawach rolniczych i bez skutecznych metod ochrony roślin (i nie myślę tutaj o ochronie chemicznej) osiągnięcie tego celu, moim zdaniem, nie będzie możliwe. Braku żywności w Europie, gdzie mamy nadprodukcję żywności, nie odczuwamy, a więc po prostu go nie widzimy. Jednakże w wielu rejonach świata jest on realnym problemem.

Odsetek strat w uprawach może wzrosnąć, gdy pojawią się nowe agrofagi, przed których wpływem nie umiemy chronić roślin. Skąd się biorą takie zagrożenia?

Ten mechanizm bardzo dobrze można zilustrować na przykładzie pandemii COVID-19. Powinna być ona dla nas ostrzeżeniem i punktem odniesienia, gdyż w pigułce pokazuje mechanizmy, z którymi od wielu już lat mamy do czynienia w zakresie zdrowia roślin. Obserwujemy bowiem zjawisko rozprzestrzeniania się agrofagów, czyli szkodników roślin i chorób, na nowe obszary, co wzmacniane jest globalnymi zmianami klimatu i intensyfikacją handlu międzynarodowego oraz turystyki.

Pandemia COVID mogła się rozprzestrzenić tak szybko na cały glob właśnie ze względu na dużą liczbę osób przemieszczających się w krótkim czasie na ogromne odległości. Na samym początku mieliśmy do czynienia z pojedynczymi ogniskami zakażeń, które stopniowo rozszerzały swój zasięg. Tam, gdzie wprowadzono odpowiednie restrykcje, udawało się spowolnić rozprzestrzenianie wirusa, a gdzieniegdzie niemal go wyeliminować. Tam z kolei, gdzie restrykcje po pewnym czasie luzowano, obserwowaliśmy kolejne fale epidemii.

Jak to wygląda w świecie roślin?

Mechanizm jest taki sam. Nowy szkodnik zostaje zawleczony na nowe siedlisko najczęściej z jakąś rośliną lub produktem pochodzenia roślinnego. Jeśli znajdzie tam roślinę żywicielską, czyli taką, na której może żyć i żerować, oraz dogodne warunki klimatyczne, rozwija nową populację, przy czym na tym etapie zazwyczaj jest jeszcze niezauważony. Przy odpowiedniej liczebności skutki jego działalności stają się jednak zauważalne. Jeśli jest to owad widoczny gołym okiem– po prostu widzimy nieznany gatunek i skutki jego żerowania. Jeśli agrofag nie jest widoczny gołym okiem, o tym, że coś się dzieje, dowiadujemy się, widząc szkody w uprawach (chorujące rośliny). W tym ostatnim przypadku często jest już niestety zbyt późno, by zatrzymać rozprzestrzenianie się patogenu, tym bardziej, że nie dysponujemy, lub mamy ograniczony wachlarz metod zwalczania np. bakterii czy wirusów w roślinach.

W jaki sposób powinniśmy wówczas reagować?

Najskuteczniejsze byłoby zniszczenie inwazyjnego organizmu, jednak na to mamy bardzo mało czasu. Jeśli to się nie uda, należy postarać się ograniczyć zasięg jego rozprzestrzeniania, a dopiero w ostatniej fazie ograniczyć poziom szkód przez niego spowodowanych. Jak widać z tego opisu, kluczowa staje się odpowiednio szybka i trafna reakcja. Jednakże, aby to było możliwe, potrzebujemy sprawnej i profesjonalnej służby, którą w Polsce jest Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (czyli kontynuując covidową analogię, odpowiednik stacji sanitarno-epidemiologicznej). To na barkach tej instytucji spoczywa odpowiedzialność za ochronę terytorium kraju przed nowymi, groźnymi agrofagami. Instytut Ochrony Roślin – PIB od dziesięcioleci wspiera Inspekcję w tym trudnym zadaniu, dostarczając informacji i narzędzi wspierających zwalczanie agrofagów oraz wykonując analizy zagrożenia agrofagami.

Czy to zagrożenie rzeczywiście istnieje?

Oczywiście, choć często – jako społeczeństwo – nie zdajemy sobie sprawy z zagrożeń związanych ze zdrowiem roślin, lub twierdzimy, że nas to nie dotyczy. Przez ostatnie dziesięciolecia rzeczywiście duże problemy ze zdrowiem roślin omijały Europę, a więc i Polskę. A nawet gdy występowały, w opinii publicznej panowało przekonanie, że problem dotknął tylko odsetka producentów. W Polsce takim przykładem może być zachodnia kukurydziana stonka korzeniowa (niszcząca uprawy kukurydzy), na południu Europy zaś bakteria powodująca obumieranie drzewek oliwnych. Choć są to agrofagi generujące ogromne straty dla producentów, nie zachwiały bezpieczeństwem żywnościowym.

Nietrudno jednak wyobrazić sobie sytuację, gdy nowe organizmy szkodliwe atakują zboża, warzywa lub ziemniaki – a więc uprawy o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa żywnościowego. Przy braku możliwości ich ochrony przed negatywnym wpływem agrofagów oraz uwzględniając wysoki stopień ich szkodliwości, z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że agrofagi te szybko doprowadziłyby do spadku plonów, a w konsekwencji do wzrostu cen, a nawet do braku niektórych produktów na półkach sklepowych. Takie przykłady znamy z historii. Zawleczenie w XIX w. patogena Phytophthora infestans do Irlandii doprowadziło do ogromnych strat w uprawach ziemniaka. Z głodu zmarło milion osób, a około dwa miliony wyemigrowały. Populacja tego kraju zmniejszyła się o 20%. Do dziś wydarzenia te uznaje się za największą katastrofę demograficzną wywołaną przez chorobę roślin.

To pesymistyczny, ale chyba realny scenariusz. Co w takim razie robimy, aby zapobiec takiej sytuacji?

Ponadnarodowe działania zmierzające do ochrony zdrowia roślin prowadzone są od dawna. Już w latach 80. XIX wieku zauważono konieczność współpracy międzynarodowej w ograniczaniu rozprzestrzeniania się organizmów szkodliwych, po tym, gdy do Europy dotarł owad filoksera winogronowa, atakujący winorośl, który zmienił w sensie dosłownym winną mapę świata. W połowie XX wieku ratyfikowano Międzynarodową Konwencję Ochrony Roślin, obowiązującą do dzisiaj. W wielkim skrócie, opisuje ona działania poszczególnych państw w zakresie ograniczania rozprzestrzeniania się agrofagów (poprzez wdrażanie środków fitosanitarnych i wzajemne uznawanie tychże środków w wymianie handlowej). Wszystkie regulacje, ograniczające handel roślinami i produktami roślinnymi pomiędzy sygnatariuszami, muszą mieć oparcie właśnie w tejże konwencji. Zazwyczaj ograniczenia te dotyczą: zakazu importu poszczególnych towarów z określonych miejsc (gdzie potwierdzone jest występowanie agrofagów nieobecnych w kraju lub regionie importującym) lub konieczności wykonania konkretnych zabiegów mających zapewnić bezpieczeństwo przemieszczanych produktów.

Oczywiście samo występowanie agrofaga nie jest wystarczające, by wprowadzić ograniczenia w imporcie do danego kraju. Musi jeszcze istnieć realne ryzyko zawleczenia, zadomowienia i rozprzestrzeniania się tego organizmu na tym terenie. Właśnie po to, by oszacować to ryzyko, wykonujemy oceny zagrożenia agrofagiem. Zespół około 20 pracowników naukowych Instytutu Ochrony Rośliny – PIB wykonuje takie oceny dla obszaru Polski, natomiast wiodącą jednostką dla całej Unii Europejskiej jest EFSA, czyli Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Pracownicy tej agencji wraz z ekspertami z poszczególnych państw członkowskich wykonują zarówno szybkie kategoryzacje agrofagów, jak i bardzo szczegółowe ilościowe analizy ryzyka.

W opisie mechanizmu rozprzestrzeniania się agrofagów, zagrażających zdrowiu roślin, posłużył się Pan przykładem pandemii COVID-19, która z pewnością wpłynęła również na realizację celów związanych z obchodami Międzynarodowego Roku Zdrowia Roślin…

Rzeczywiście i w sumie paradoksalnie – prace nad zwiększeniem świadomości znaczenia zdrowia roślin dla zdrowia ludzi i dla środowiska pokrzyżował ludzki patogen. Z tego powodu odwołano wiele imprez popularyzujących wiedzę, jednak miejmy nadzieję, że po powrocie do normalności temat zdrowia roślin będzie kontynuowany. Problematyka związana ze zdrowiem roślin jest dość skomplikowaną materią, na którą składa się wiele mechanizmów i wiele zależności. Warto prowadzić systematyczne działania zmierzające do podniesienia świadomości społecznej na ten temat, zgodnie z hasłem towarzyszącym obchodom Międzynarodowego Roku Zdrowia Roślin: „Chroniąc rośliny, chronisz życie”. Ono jest zawsze aktualne. Dlatego żywię nadzieję, że obecna sytuacja pandemiczna zwróci uwagę społeczeństwa oraz decydentów na konieczność odpowiedniego finansowania zarówno nauki rolniczej, jak i organów zajmujących się sprawowaniem nadzoru nad bezpieczeństwem żywności.

Rozmawiała: Andromeda Wróbel

  • Prof. Dr hab. Marek Korbas
  • Dr Jakub Danielewicz

Uprawa bez skutecznych fungicydów to wyzwanie

Wyniki badań na temat dostępności fungicydów w dobie wycofywania substancji czynnych, zaprezentowane przez Zakład Mykologii IOR – PIB na Konferencji Ochrony Roślin – 61 Sesji Naukowej Instytutu Ochrony Roślin – PIB, obrazują wyzwania, z jakimi będzie musiało zmierzyć się rolnictwo. O zagrożeniach wynikających z ograniczenia zakresu dopuszczonych do stosowania substancji czynnych fungicydów opowiadają prof. Marek Korbas i dr Jakub Danielewicz z Zakładu Mykologii IOR – PIB w Poznaniu.

 

Ostatnio coraz częściej słyszy się o zagrożeniu upraw chorobami wywoływanymi przez grzyby. Czy faktycznie jest ono tak duże?

Prof. Marek Korbas: Rzeczywiście jest to rosnący problem, po pierwsze z powodu zmian klimatycznych, a po drugie z uwagi na ograniczenia w ochronie upraw. Zresztą zagrożeniem są nie tylko choroby wywoływane przez grzyby, ale ogólnie przez szereg patogenów. Stanowią one w każdym sezonie wegetacyjnym poważne zagrożenie dla wielkości plonów. Najczęściej dotyczy to przede wszystkim plantacji zbóż ozimych oraz rzepaku, a w przypadku roślin uprawianych na wiosnę – kukurydzy oraz roślin bobowatych, a zwłaszcza łubinu żółtego.

Wspomniał Pan, że zagrożenie chorobami wywoływanymi przez grzyby związane jest z ograniczeniami w ochronie upraw, czyli mówiąc wprost – z wycofywaniem przez Komisję Europejską substancji czynnych z grupy fungicydów. Które uprawy rolnicze są szczególnie narażone w związku z tym procesem?

M.K.: Istnieje zależność ilości zarejestrowanych substancji czynnych i opracowanych na ich bazie środków ochrony roślin od powierzchni uprawy oraz znaczenia gospodarczego danej uprawy. Z tej korelacji wynikają oczywiście konsekwencje dla producentów rolnych stosujących środki ochrony roślin. Takie gatunki, jak: pszenica, jęczmień, pszenżyto i żyto oraz rzepak ozimy nie są obecnie zagrożone w związku z wycofywaniem przez Komisję Europejską substancji czynnych – są to gatunki uprawiane najpowszechniej i na największych areałach. Gorzej sytuacja przedstawia się w uprawach, które zajmują mniejszy obszar powierzchni zasiewów. Dobrym przykładem jest tu owies. W jego przypadku aktualnie istnieje niedobór fungicydów i substancji czynnych (zarejestrowane są tylko zaprawy), więc wycofanie którejkolwiek może oznaczać brak możliwości ochrony tej uprawy w przyszłości. Innymi przykładami gatunków, które są poważnie zagrożone brakiem substancji czynnych do ich ochrony, są: kukurydza, burak cukrowy i rośliny bobowate.

Jakie wobec tego powszechnie stosowane substancje czynne i opracowane na ich podstawie preparaty są już wycofane lub znikną z listy dozwolonych środków ochronnych w najbliższej przyszłości?

Doktor Jakub Danielewicz: Zagrożone są m.in. substancje czynne z grupy chemicznej triazole, np. tebukonazol, metkonazol. Część z nich już została wycofana (np. epoksykonazol, propikonazol), a pozostałe są obecnie oceniane pod kątem wpływu na układ hormonalny człowieka. Wśród substancji czynnych jeszcze niedawno często stosowanych w ochronie roślin warto wymienić również: tiofanat metylowy, chlorotalonil i mankozeb, obecnie już wycofane. Ograniczenie dostępu do sprawdzonych środków chroniących przed chorobami wywoływanymi przez grzyby w wielu gospodarstwach komplikuje ochronę roślin, zwiększa koszty upraw i przekłada się też często na niższe plony, gorszej jakości. W skrajnych przypadkach wpływ na zdrowotność roślin przestaje być wręcz możliwy z powodu braku legalnej możliwości stosowania środków ochrony roślin w uprawach.

Jednak wycofywanie części substancji czynnych z grupy fungicydów nie oznacza, że rolnicy pozostaną bezradni. Jakieś fungicydy będą przecież mogli stosować?

J.D.: Oczywiście. Przede wszystkim będą mogli stosować te substancje czynne, które przeszły proces weryfikacji pod kątem wpływu na układ hormonalny ludzi. Po drugie w rejestracji pojawiają się nowe substancje i preparaty. Mowa tu między innymi o substancjach czynnych z grupy chemicznej karboksyamidy (SDHI). Firmy fitofarmaceutyczne rejestrują nowe substancje czynne w wielu uprawach, a to oznacza, że w tym zakresie będzie możliwa odpowiednia ochrona upraw.

Jakie są zalety ograniczania liczby substancji czynnych z grupy fungicydów?

M.K.: Zmniejszenie zakresu zastosowania substancji czynnych ma dwa podstawowe cele: ograniczenie ich negatywnego wpływu na układ hormonalny człowieka oraz oddalenie w czasie zjawiska powstawania odporności patogenów na stosowaną substancję czynną. Trudno polemizować z tymi postulatami, jednakże prowadzona polityka nie uwzględnia, niestety, skutków ekonomicznych jej wprowadzenia, a te będą znaczące zarówno dla konkretnych rolników, jak i dla gospodarki jako całości.

Jakie jeszcze wady ma ograniczenie liczby dostępnych substancji czynnych?

J.D.: W związku z wycofywaniem substancji czynnych może dojść do braku możliwości pełnej ochrony upraw roślin rolniczych oraz zwiększenia kosztów produkcji (w związku z koniecznością zastąpienia wycofywanych substancji czynnych nowymi, przeważnie droższymi). Wadą okazać się może także konieczność rezygnacji ze stosowania dobrze znanych substancji czynnych i opartych na nich produktów handlowych na rzecz nowych, do których rolnicy nie zawsze mają początkowo duże przekonanie, a przede wszystkim nie mają jeszcze wystarczającej wiedzy i doświadczenia w ich stosowaniu. Wiązać się to więc będzie również z koniecznością edukacji i upowszechniania wiedzy na temat nowych preparatów. A to będzie wymagać czasu.

Jeśli nie fungicydy, to co? Czy jest jakaś alternatywa zwalczania chorób roślin uprawnych wywoływanych przez grzyby?

M.K.: Alternatywą jest wytworzenie w hodowli odmian odpornych na wiele agrofagów oraz uprawa obecnie zarejestrowanych odmian cechujących się wysoką odpornością na porażenie przez grzyby chorobotwórcze. Na znaczeniu zyskują również metody biologiczne, których stosowanie powinno być dotowane przez wyznaczone do tego organy państwowe (gdyż są droższe niż ochrona chemiczna). Konieczne jest również ciągłe podnoszenie kwalifikacji producentów rolnych w celu jeszcze lepszego wykorzystania aktualnie dostępnych substancji czynnych i zawierających je fungicydów.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

  • Prof. dr hab. Marek Mrówczyński_dyrektor IOR_PIB

70 lat IOR – PIB

O roli Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w polskim rolnictwie, jubileuszu 70-lecia, kamieniach milowych w historii oraz o przyszłości Instytutu opowiada prof. dr hab. Marek Mrówczyński, Dyrektor IOR – PIB w Poznaniu.

 

W 2021 roku przypada 70. rocznica powstania Instytutu Ochrony Roślin. To dobry moment na podsumowania. Jaką rolę pełni IOR – PIB w szeroko pojętym rolnictwie?

Od początku działalności Instytut Ochrony Roślin był ważnym ośrodkiem naukowo-badawczym, wdrożeniowym, upowszechnieniowym i konsultacyjno-poradniczym w zakresie ochrony roślin oraz identyfikacji i opracowywania metod zwalczania organizmów kwarantannowych. Nasze działania realizujemy w oparciu o subwencję Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz poprzez dotacje celowe, finansowane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a także granty krajowe i zagraniczne. Nasi eksperci wykonują analizy, opracowania i ekspertyzy na rzecz MRiRW, instytucji administracji państwowej i innych organizacji działających na rzecz polskiego rolnictwa.

Równolegle do prac naukowo-badawczych prowadzimy również szeroko zakrojoną działalność upowszechnieniową, współpracując w tym zakresie m.in. z PIORiN, ośrodkami doradztwa rolniczego, producentami roślin rolniczych i środków ochrony roślin, zakładami przemysłu spożywczego, a także praktykami: rolnikami i przedsiębiorcami rolnymi.

W jaki sposób upowszechniają Państwo wiedzę dotyczącą nowoczesnych metod ochrony roślin?

Jest to szereg stale prowadzonych projektów, do których należy przede wszystkim działalność szkoleniowa. Jej celem jest właśnie transfer wiedzy do praktyki rolniczej, jak również wspieranie polskiej gospodarki w zakresie innowacyjnej i proekologicznej ochrony upraw przed zagrożeniem ze strony agrofagów. Prowadzimy również studia podyplomowe w zakresie integrowanej produkcji ze szczególnym uwzględnieniem ochrony roślin i rolnictwa ekologicznego, które pozwalają absolwentom nabyć uprawnienia do prowadzenia szkoleń dotyczących integrowanej produkcji.

W kalendarzu działalności upowszechnieniowej bardzo ważne miejsce zajmują konferencje i sympozja, w tym nasze najważniejsze coroczne wydarzenie: Sesja Naukowa IOR – PIB. To podczas tej konferencji o wymiarze międzynarodowym prezentowane są najnowsze dokonania naukowo-badawcze prelegentów z kraju i zagranicy, prowadzone są także panele dyskusyjne, w których uczestniczą zarówno przedstawiciele nauki, jak i doradcy oraz praktycy rolniczy.

Wraz z Komitetem Nauk Agronomicznych Polskiej Akademii Nauk oraz Polskim Towarzystwem Ochrony Roślin Instytut wydaje ponadto dwa kwartalniki naukowe: Journal of Plant Protection Research (w j. angielskim) i Progress in Plant Protection (w j. polskim).

Działalność Instytutu obejmuje bardzo dużo obszarów i każdy oczywiście jest istotny, jednak na przestrzeni lat, wraz z rozwojem polskiego rolnictwa, znaczenie niektórych zakładów się zmieniało. Które były strategiczne kiedyś, które są obecnie, a które obszary zyskają znaczenie w najbliższej przyszłości?

Od początku Instytutu do najważniejszych kierunków badawczych należało opracowanie naukowych i praktycznych podstaw wykorzystania biologicznych metod ochrony roślin. Obecnie, z uwagi na wprowadzone przez Komisję Europejską w 2020 r. strategie „Od pola do stołu” oraz „Na rzecz bioróżnorodności”, znaczenie metod biologicznych jeszcze wzrosło. Nowe wytyczne nakazują bowiem redukcję stosowania chemicznych środków ochrony roślin o 50% oraz kładą nacisk na większe wykorzystanie metod niechemicznych, w tym właśnie biologicznych. Jestem przekonany, że to właśnie jeden z kierunków badawczych, który w najbliższych latach zyska na znaczeniu, prowadząc do upowszechnienia się stosowania biologicznych metod ochrony roślin.

Niezależnie od ograniczeń wprowadzonych w wymienionych strategiach, nadal ważnym obszarem działalności IOR – PIB będą badania przedrejestracyjne środków ochrony roślin. W związku z ograniczaniem liczby dozwolonych do stosowania substancji czynnych konieczne jest bowiem wprowadzenie nowych preparatów pozwalających na skuteczną ochronę upraw.

Kolejnym obszarem, który przeżywa obecnie intensywny rozwój jest diagnostyka chorób roślin oraz wykorzystanie w niej metod biologii molekularnej. Pozwoliły one opisać wiele nowych dla naszego kraju gatunków agrofagów. Przykładem jest pierwsze w Polsce wykrycie w okolicach Rzeszowa, przez profesora IOR – PIB, dr. hab. Pawła Beresia, stonki kukurydzianej i opracowanie strategii jej zwalczania.

Od wielu lat laboratoria IOR – PIB (m.in. w Terenowej Stacji Doświadczalnej w Białymstoku, Oddziale w Sośnicowicach i w Poznaniu) prowadzą monitoring pozostałości środków ochrony roślin. Wyniki tych badań są podstawą do oceny jakości polskiej żywności i pasz roślinnych stosowanych do żywienia zwierząt oraz wody użytkowanej do celów gospodarczych. Warto zauważyć, że w ostatnich latach znacznie wzrosła świadomość konsumentów dotycząca jakości produktów spożywczych. Ten trend, z dużą dozą prawdopodobieństwa, będzie się umacniać, zatem rola laboratoriów badających pozostałości środków ochrony roślin również wzrośnie.

Wróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości. Jakie są, Pana zdaniem, najważniejsze kamienie milowe w historii Instytutu?

Pierwszym kamieniem milowym było samo powołanie Instytutu Ochrony Roślin z siedzibą w Puławach, w 1951 r. Kolejny to wielkie zagrożenie upraw związane z masowym pojawieniem się stonki ziemniaczanej, które przyczyniło się do powstania w 1953 r. oddziału Instytutu w Poznaniu. W roku 1956 siedzibę Instytutu przeniesiono do Poznania, a dyrektorem został profesor Władysław Węgorek, który prowadził i rozwijał IOR przez 33 lata.

Ważnym wydarzeniem w historii IOR była organizacja pierwszej Sesji Naukowej, która integrowała naukowców z Polski i zagranicy oraz skupiała służby ochrony roślin, doradców i praktyków, dając początek pięknej tradycji spotkań nauki i praktyki rolniczej.

W 2008 roku, na mocy rozporządzenia Rady Ministrów, Instytut uzyskał status Państwowego Instytutu Badawczego, przez co został zobowiązany do utrzymania wysokiego poziomu badań naukowych, jak również większego zaangażowania w upowszechnianie oraz wdrażanie wyników i pozyskanej wiedzy do praktyki rolniczej.

Z kolei w 2009 r. powołano do życia Centrum Badań Organizmów Kwarantannowych, Inwazyjnych i Genetycznie Zmodyfikowanych zlokalizowane w nowoczesnym budynku o najwyższym poziomie bezpieczeństwa biologicznego (laboratoria i szklarnie BSL3).

70 lat działalności naukowo-badawczej to sporo czasu, wiele badań, doświadczeń i opracowań. Jakie dokonania pracowników IOR – PIB warto szczególnie podkreślić?

To niełatwe zadanie, tym bardziej, że takich sukcesów zespół IOR – PIB ma na swoim koncie wiele. Niektóre są bardziej „medialne”, inne zaś – może mniej spektakularne – miały niebagatelne znaczenie dla nauki i praktyki rolniczej. I każde z tych dokonań zasługuje na to, aby być docenione, bo wiąże się z intensywną pracą, wyrzeczeniami i niejednokrotnie wielką determinacją naszych naukowców.

Z pewnością warto podkreślić w tym miejscu prowadzone w Instytucie badania, których celem jest rozszerzenie zakresu stosowania bezpiecznych dla konsumenta i środowiska czynników oraz metod biologicznego ograniczania populacji organizmów szkodliwych dla roślin. Efektem tych prac są metody masowej produkcji i stosowania pożytecznych wirusów, bakterii, grzybów i nicieni owadobójczych oraz entomofagów w ochronie upraw polowych, szklarniowych i grzybów jadalnych. Realizowane są także badania nad wykorzystaniem substancji naturalnych i pożytecznych mikroorganizmów w ochronie upraw ekologicznych. Opracowano ponadto strategie stosowania właściwych zabiegów agrotechnicznych zapewniających zdrowotność upraw ekologicznych.

Z kolei międzynarodowy obrót materiałem roślinnym, obserwowane zmiany klimatyczne oraz intensyfikacja przemieszczania się ludzi stwarzają ryzyko rozprzestrzeniania się organizmów szkodliwych dla roślin, w tym organizmów szczególnie groźnych, tzw. kwarantannowych. IOR – PIB określa obszary ich potencjalnego występowania, zmienność populacyjną oraz sposoby ograniczania występowania tych organizmów i ma możliwości opracowania metod ich zwalczania zanim zadomowią się w Polsce.

A jakie prace badawcze powinny być docenione z punktu widzenia konsumentów żywności?

W tym przypadku warto z pewnością docenić badania pozostałości środków ochrony roślin i mykotoksyn w płodach rolnych, środkach spożywczych, próbkach środowiskowych (woda i gleba) oraz biologicznych (pszczoły i produkty pszczelarskie). Nasze laboratoria opracowują również roczne raporty o bezpieczeństwie żywności i pasz, analizy ryzyka dla konsumentów oraz identyfikują zagrożenia środowiskowe wynikające z ujemnych skutków stosowania chemicznej ochrony roślin. Prowadzimy również badania jakości środków ochrony roślin pozwalające na wykrycie sfałszowanych środków ochrony roślin, co ma ogromne znaczenie w aspekcie ochrony konsumenta i dbałości o środowisko naturalne. Instytut posiada certyfikowane laboratoria i należy do nielicznych jednostek w UE badających jakość środków ochrony roślin.

Oznacza to, że prace badawcze prowadzone w IOR – PIB rzeczywiście mają przełożenie na praktykę rolniczą, ale też na produkcję spożywczą w Polsce.

Oczywiście. Pracownicy Instytutu zawsze umiejętnie łączyli wiedzę uzyskaną w badaniach naukowych z jej praktycznym wykorzystaniem. Powstałe w IOR – PIB rozwiązania badawcze udokumentowane w licznych publikacjach naukowych nie są materiałem do odstawienia „na półkę”, ale znajdują realne zastosowanie w praktyce rolniczej. Nasi pracownicy publikują w renomowanych czasopismach o zasięgu międzynarodowym, co pozwala na szeroką dystrybucję osiągnięć naukowych. W ostatnich latach uzyskali też aż 73 patenty (2017–2021). Tak duża aktywność patentowa jest możliwa dzięki współpracy z innymi jednostkami naukowymi (np. Politechniką Poznańską czy Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu). Praktyczne rozwiązania, które powstały w oparciu o dokonania naukowe pracowników Instytutu lub pozwalają na bezpośredni transfer wiedzy do praktyki rolniczej, to również narzędzia informatyczne dla rolnictwa. Są to przede wszystkim systemy doradcze: ResiHerb (system doradczy w zakresie zarządzania odpornością chwastów na herbicydy – www.zwalczchwasty.pl) oraz Platforma Sygnalizacji Agrofagów (monitoring upraw na terenie całej Polski, sygnalizacja występowania agrofagów oraz baza metod integrowanej ochrony roślin – www.agrofagi.com.pl).

Rozwiązania informatyczne dla rolnictwa to z pewnością trend, który będzie umacniać się w najbliższych latach. W jakich jeszcze kierunkach Instytut będzie się rozwijać?

Jesteśmy instytucją, która – z racji specyfiki działalności – bardzo szybko reaguje na zmiany w otoczeniu i wyzwania teraźniejszości oraz przyszłości. Musimy bowiem w stosunkowo krótkim czasie opracować metody ochrony uwzględniające zmieniające się przepisy, jak np. te wynikające z wprowadzenia strategii „Od pola do stołu” i „Na rzecz bioróżnorodności”. Jest to możliwe także dlatego, że gros prowadzonych w Instytucie badań wybiega w przyszłość. Na pewno ogromnym wyzwaniem dla całego rolnictwa będzie konieczność zwiększenia areałów upraw ekologicznych do 25% powierzchni, a to wiąże się ze stworzeniem nowych programów ochrony, uwzględniających specyfikę takiej produkcji.

Przyszłość IOR – PIB związana jest z tematyką badawczą wychodzącą naprzeciw zmianom zachodzącym zarówno w produkcji rolniczej, jak i ochronie roślin spowodowanej czynnikami środowiskowymi i prawno-organizacyjnymi. Mam tu na myśli zmiany klimatyczne oraz konieczność produkcji żywności na takim poziomie, by zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe mieszkańcom naszego kraju, jak również strategie zmierzające do redukcji emisji gazów cieplarnianych oraz naciski ze strony konsumentów w kierunku produkcji żywności wolnej od chemicznych środków ochrony roślin.

Czy jubileusz 70-lecia będzie celebrowany w jakiś szczególny sposób? Jakie macie plany w tym zakresie?

Obchody 70-lecia Instytutu rozpoczęły się już w lutym, podczas Konferencji Ochrony Roślin – 61. Sesji Naukowej IOR – PIB, która – z uwagi na sytuację epidemiczną – była realizowana w sposób zdalny. Jednakże oficjalną uroczystość 70-lecia pod patronatami honorowymi Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz Wojewody Wielkopolskiego zaplanowaliśmy na 2 września 2021 r. Wówczas zostaną zaprezentowane okolicznościowe znaczki wydane przez Pocztę Polską, które upamiętniają 70-lecie IOR – PIB. Na znaczkach znalazły się: stonka ziemniaczana, czyli „powód” powołania Instytutu; biedronka – symbol metod biologicznych; zagrożenie przez rdzę żółtą, która aktualnie jest wielkim problemem w ochronie zbóż, a także główne, ale też urodziwe chwasty: mak polny i chaber bławatek.

Podczas tego wydarzenia zostaną przedstawione referaty: „IOR – PIB wczoraj, dziś i jutro” oraz „Przyszłościowe kierunki ochrony roślin”, a około pięćdziesięciu pracowników Instytutu otrzyma odznaczenia państwowe i resortowe. Naszych gości zaprosimy też do zwiedzania Instytutu, a po części oficjalnej zaplanowaliśmy spotkanie integracyjne na zielonych terenach IOR – PIB.

Czego można życzyć Instytutowi z tej szczególnej okazji?

Jak każdemu jubilatowi – 100 lat, a nawet więcej. Dobrych warunków do rozwoju, nowych wyzwań i osiągnięć naukowych, stabilnego i długofalowego finansowania, które pozwoli na bezpieczne prowadzenie projektów badawczych. A przede wszystkim skutecznej ochrony roślin, zgodnie z hasłem „Chroniąc rośliny, chronisz życie”.

 

Rozmawiała: Andromeda Wróbel

 

Kierunki badań oraz wdrożeń, jakie Instytut Ochrony Roślin – Państwowy Instytut Badawczy planuje zrealizować do 2050 r.:

  1. Doskonalenie metod integrowanej ochrony roślin (metody niechemiczne, agrotechniczne, biologiczne, łączne użycie agrochemikaliów, wykorzystanie biostymulatorów).
  2. Doskonalenie metod szybkiej diagnostyki agrofagów (metody molekularne, automatyczne pułapki).
  3. Naukowe wykorzystanie biologii molekularnej (badanie zmian w metabolizmie odmian roślin uprawnych na stresy biotyczne i abiotyczne, prace nad odpornością roślin na patogeny).
  4. Wykorzystanie modeli matematycznych w ochronie roślin (np. w odpowiedzi na zmiany klimatyczne i migrację agrofagów, oceny ryzyka, prognozowanie występowania agrofagów). 
  5. Cyfryzacja i robotyzacja w ochronie roślin poprzez zastosowanie sztucznej inteligencji, uczenia maszynowego i wykorzystanie ich do rozwoju inteligentnych systemów wspomagania decyzji, precyzyjnej ochrony roślin, automatyzacji ocen ryzyka oraz monitorowania rozprzestrzeniania organizmów kwarantannowych.
  6. Naukowe opracowanie wpływu ochrony roślin na organizmy pożyteczne, w tym zapylacze.
  7. Opracowanie naukowych zasad ochrony upraw ekologicznych.
  8. Doskonalenie metod oznaczania pozostałości środków ochrony roślin.
  • Dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB, p.o. Dyrektora Instytutu Ochrony Roślin – PIB

Od laboratorium – przez pole – do stołu

O przyszłości polskiego rolnictwa w kontekście wyzwań, jakie stawia przed nim Europejski Zielony Ład oraz o związanych z tym zagadnieniem tematach, jakie będą poruszane podczas zbliżającej się Konferencji Ochrony Roślin (16 –18 lutego 2022 r.) opowiada dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB, p.o. Dyrektora Instytutu Ochrony Roślin – PIB.

 

„Europejski Zielony Ład a przyszłość ochrony roślin” – dlaczego właśnie ten temat wybrali Państwo na myśl przewodnią tegorocznej Konferencji Ochrony Roślin – 62. Sesji Naukowej Instytutu Ochrony Roślin – PIB?

Europejski Zielony Ład jest tematem aktualnym i budzącym wiele emocji nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Zakłada on m.in. działania, które mają doprowadzić sektor rolny i produkcję żywności do neutralności klimatycznej. Cele te mają być realizowane poprzez zmniejszenie użycia chemicznych środków ochrony roślin, nawożenia, zanieczyszczenia środowiska, wód czy też ograniczenia tzw. śladu węglowego w rolnictwie. Te długofalowe cele przekładają się wprost na rolniczą rzeczywistość. Musimy się w niej odnaleźć i obrać takie kierunki ochrony roślin, które z jednej strony pozwolą realizować założenia redukcyjne, a z drugiej przełożą się na konkretne efekty dla gospodarki i rolnictwa. Dlatego – jako Instytut od lat zajmujący się bardzo szeroko pojmowaną ochroną roślin uznaliśmy, że temat Zielonego Ładu, dotyczący wszystkich – od producentów środków ochrony roślin, nawozów, przez rolników, na konsumentach skończywszy – wart jest pogłębionej analizy, podpartej badaniami naukowymi. Tym bardziej, że przemyślana strategia ochrony roślin może i powinna realizować owe redukcyjne cele. Rolnicy potrzebują konkretnych rozwiązań, narzędzi, które pomogą im funkcjonować w tej nowej rzeczywistości. Tegoroczna sesja ma za zadanie pokazać, jakie mają ku temu możliwości.

Z jakimi zatem wyzwaniami muszą mierzyć się rolnicy w związku z wytycznymi Zielonego Ładu?

Największym jest z pewnością konieczność redukcji zużycia środków ochrony roślin oraz wycofywanie z rynku substancji czynnych, dotychczas powszechnie stosowanych w zabiegach ochronnych. Sytuacja ta zmusza całe środowisko do poszukiwania alternatywnych metod ochrony roślin, jak i nowych strategii działania. Warto zauważyć, że pomimo wzrostu cen środków ochrony roślin, chemiczne metody są wciąż najtańszym rozwiązaniem, a dla rolnika dodatkowo najwygodniejszym do stosowania. Wystarczy dobrać odpowiedni preparat (o ile jego użycie jest dozwolone i uzasadnione), by skutecznie zwalczać daną grupę agrofagów, występującą w uprawie. W sytuacji ograniczonej listy substancji czynnych konieczne jest zatem zwrócenie się ku innym, alternatywnym metodom ochronnym. Mam na myśli m.in. metody agrotechniczne, jak na przykład dobór odmian, płodozmian, wsiewki poplonowe, itp., które mogą przyczynić się do zmniejszenia presji ze strony agrofagów. Alternatywne metody istnieją i potrafimy je stosować. Obecnie kluczowym zadaniem jest przekonanie do nich rolników.

Proces ograniczania użycia w uprawach środków chemicznej ochrony roślin będzie kontynuowany, ma on zresztą często uzasadnienie środowiskowe, bo „aspekt toksykologiczny” części tych substancji nie jest korzystny. Dlatego rolnik musi zostać wyposażony w wiedzę, jakie metody i narzędzia do zwalczania agrofagów może zastosować w obecnej sytuacji i w większym stopniu zacząć stosować metody niechemicznie. Na przykład metodę mechanicznego zwalczania chwastów, oczywiście tam, gdzie jest to możliwe, czyli na przykład w uprawie roślin rzędowych (burak, kukurydza, rośliny bobowate, również rzepak uprawiany w szerszych rozstawach wysiewu). Coraz częstsze są także próby zaadaptowania metod biologicznych do upraw rolniczych. Oczywiście nie mogą one zastąpić metod chemicznych, ale je uzupełniają, przyczyniając się tym samym do ograniczenia zużycia środków chemicznych w ochronie upraw rolniczych. Ten kierunek ma przyszłość – nie oznacza  rezygnacji z metody chemicznej, lecz wykorzystuje efektywne metody biologiczne do walki z konkretnymi grupami szkodników czy sprawcami chorób, wobec których metoda ta wykazuje zadowalającą skuteczność.

Oczywiście nie możemy porównywać skuteczności metod chemicznych i biologicznych, choćby dlatego, że środki biologiczne są bardzo czułe na stresy abiotyczne i w związku z tym mają zróżnicowaną aktywność. Środki chemiczne są bardziej stabilne.

To również jest wiedza, której rolnicy teraz potrzebują, aby móc racjonalnie planować zastosowanie każdej z tych metod ochrony upraw...

Oczywiście. Dlatego rolą takich jednostek jak Instytut Ochrony Roślin – PIB oraz celem Konferencji jest pokazanie, że można poradzić sobie w obecnej sytuacji. Oczywiście może to wymagać wprowadzenia pewnych zmian w sposobie prowadzenia upraw oraz w ich strukturze. Polska jest bowiem nadal w dużym stopniu krajem rolniczym, w którym w dodatku prym wiodą uprawy monokulturowe. Choć monokultury wymagają mniejszych nakładów pracy niż różnorodne uprawy prowadzone na tym samym obszarze, są bardziej narażone na presję agrofagów. Pojawiają się dodatkowe pokolenia szkodników, zwiększa się zagrożenie ze strony chwastów, występuje też lokalnie zjawisko uodparniania się agrofagów na środki ochrony roślin.

Rozwiązaniem tego problemu jest poprawa bioróżnorodności w środowisku rolniczym. Z jednej strony pozwoli na zmianę struktury upraw w polskim rolnictwie, w którym zboża wciąż stanowią 70% areału, a to stanowczo za dużo. Jest też, z ekonomicznego punktu widzenia, szansą dla rolników dysponujących mniejszym areałem i mogących bardziej skupić się na uprawie roślin niszowych i zróżnicowanych pod względem wymagań agrotechnicznych, a przede wszystkim – z biologicznego punktu widzenia – jest to jeden z naturalnych czynników ograniczających zagrożenie ze strony agrofagów.

Zatem w ogólnym rozrachunku bioróżnorodność prowadzi do zmniejszenia zużycia środków ochrony roślin?

Tak, tym bardziej jeśli nastąpi zwrot w kierunku rolnictwa precyzyjnego. Rolnictwo precyzyjne i nowoczesne technologie w ochronie roślin to przyszłość rolnictwa. Dlatego podczas Konferencji poświęcamy temu zagadnieniu cały panel. Koncepcja rolnictwa precyzyjnego zakłada redukcję zużycia środków ochrony roślin, bo – zgodnie z ideą integrowanej ochrony roślin – należy je stosować w momencie kiedy występuje zagrożenie, dokładnie w miejscu występowania (punktowo a nie całopowierzchniowo) i w optymalnej, pożądanej ilości. Chcemy naświetlić uczestnikom wydarzenia, jakie są obecnie możliwości wykorzystania nowoczesnych urządzeń i technologii cyfrowej do ochrony upraw przed agrofagami oraz jakie rozwiązania pozwalają na maksymalnie precyzyjne stosowanie środków ochrony roślin.

Kolejnym obszarem tematycznym Konferencji, na który warto zwrócić uwagę, są niechemicznie metody ochrony roślin. Od wielu lat prezentujemy badania, które dowodzą, że istnieją realne możliwości ograniczenia występowania agrofagów dzięki tym metodom ochronnym.

Odrębny panel poświęcony jest również aktywności PIORiN na polu innowacji, integracji i współpracy w trakcie realizacji kluczowych zadań dla bezpieczeństwa i kontroli produkcji rolniczej w Polsce. Uczestnicy Konferencji będą mogli zapoznać się m.in z zadaniami realizowanymi przez PIORiN w polskim rolnictwie ekologicznym, podczas wdrażania nowego systemu paszportowania roślin, nadzorem nad realizacją systemu Integrowanej Produkcji Roślin, czy działaniem sieci laboratoriów PIORiN oraz planowanymi kierunkami zmian prawa UE w zakresie statystyki zużycia środków ochrony roślin.

Z dumą zaprezentujemy również wyniki badań i ekspertyz, jakie naukowcy IOR – PIB prowadzą na potrzeby Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Dotyczą one m.in. badań i monitorowania zagrożeń fitosanitarnych ze strony organizmów szkodliwych i kwarantannowych, bezpieczeństwa pszczół, efektów działania Platformy Sygnalizacji Agrofagów, czy też kontroli urzędowej jakości środków ochrony roślin i pozostałości środków ochrony roślin w krajowych płodach rolnych.

Konferencja Ochrony Roślin to również platforma dyskusji. Odbędą się aż trzy fora dyskusyjne.

Pierwszy „Nauka – Doradztwo – Praktyka” to okazja do rozmów oraz poznania faktycznych problemów, z jakimi zmaga się współczesne rolnictwo w kontekście wyzwań i realizacji założeń Europejskiego Zielonego Ładu. W tym roku są to takie tematy, jak np.: wykorzystanie adiuwantów do redukcji zużycia herbicydów, alternatywne metody ograniczania sprawców chorób, zwalczanie szkodników i problemy z ich uodparnianiem się na insektycydy, zmiany w nawożeniu, wykorzystanie kwasów humusowych i biostymulatory. Dla świata nauki to idealna okazja, aby odkrywać problemy rolnictwa od strony praktyki: z czym się mierzy, czego oczekuje, jakie ma potrzeby. Podczas ostatniego dnia konferencji odbędą się z kolei „Forum Nasienne” i „Forum Adiuwantów” – są to imprezy towarzyszące 62. Sesji Naukowej i jestem przekonany, że jak zawsze obrady będą burzliwe i pełne ciekawych wniosków, co z pewnością będzie impulsem do dalszych działań w omawianych obszarach.

Od dwóch lat Konferencja Ochrony Roślin przeprowadzana jest, z uwagi na bezpieczeństwo epidemiologiczne, zdalnie. Czy jest szansa powrotu do formuły stacjonarnej?

Ja osobiście mam taką nadzieję. Konferencja prowadzona zdalnie ma wiele zalet, z których najważniejszymi są większe skupienie odbiorców podczas prelekcji czy dyskusji oraz szerszy zasięg (zwłaszcza w tym roku, kiedy prelekcje można oglądać bezpłatnie, np. w kanale YouTube IOR – PIB). Jednak spotkania twarzą w twarz są bardziej inspirujące, mobilizujące do poszukiwań nowych rozwiązań i kierunków. Poza tym wszyscy tęsknimy już chyba za wyjazdami i spotkaniami w kuluarach, dyskusjami do późna i za całą tą konferencyjną otoczką.

Konferencja Ochrony Roślin to bardzo ważne wydarzenie branżowe. Jaki, Pana zdaniem, ma ona wpływ na polskie rolnictwo?

Naukowcy często identyfikują potencjalne wyzwania i problemy, zanim rolnicy sobie je uświadomią i zanim zaczną one w miarę powszechnie występować. Trzeba wyprzedzać pewne zjawiska, edukować w tym zakresie rolników i doradców, aby byli przygotowani na ewentualne zagrożenia. Bo dewizą ochrony roślin jest działanie nie tylko ściśle ochronne – interwencyjne, ale również wyprzedzające. Podczas corocznych sesji chcemy „wyprzedzać rzeczywistość” – omawiać prowadzone badania i ich wyniki, wskazywać, jakie zjawiska występują w polskim rolnictwie, które z nich należy monitorować, a które nie powinny stanowić zagrożenia. Wszystko to z myślą o utrzymaniu wysokiej produktywności polskich gospodarstw, co jest kluczowym elementem bezpieczeństwa żywnościowego Polski. Na podbudowie badań naukowych powstają więc praktyczne rozwiązania i narzędzia, które rolnik może wdrożyć w swoim gospodarstwie. Parafrazując nazwę jednej z unijnych strategii – dokonujemy transferu wiedzy od laboratorium – przez pole, a w konsekwencji – do stołu.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

 

Konferencja Ochrony Roślin – 62. Sesja Naukowa Instytutu Ochrony Roślin – PIB

Termin: 16‒18 lutego 2022 roku

Otwarcie Konferencji: 16 lutego 2022 roku; godz. 10:00

Strona Konferencji: www.snior.pl

Transmisje online:

Facebook: https://www.facebook.com/IORPoznan

YouTube: https://www.youtube.com/channel/UC0RX0UFt4uwh5i37iM8rdGQ

 

Nielegalne środki ochrony roślin to nadal problem

Czy fałszerstwa środków ochrony roślin to w Polsce duży problem? Z jakimi wyzwaniami w zakresie kontroli jakości środków ochrony roślin mierzą się instytucje kontrolne? Na czym polega badanie jakości środków ochrony roślin i z jakim ryzykiem wiąże się zastosowanie nielegalnych produktów? Zapraszamy do lektury wywiadu z dr. Tomaszem Stobieckim, Kierownikiem Oddziału Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Sośnicowicach, w którym działa akredytowane Laboratorium Badania Jakości Środków Ochrony Roślin.

Ostatnio coraz więcej słyszy się o fałszerstwach środków ochrony roślin. Czy to rzeczywiście duży problem?

Pod pojęciem „fałszerstwa środków ochrony roślin” kryje się duża liczba działań, wśród których najbardziej niebezpieczne są podróbki preparatów. W takich przypadkach środek ochrony roślin wytwarzany jest w nielegalnej fabryce, w oparciu o składniki, które nie są przebadane pod kątem czystości, czyli mogą zawierać toksyczne zanieczyszczenia, stwarzające zagrożenia dla konsumentów i środowiska. Fałszerstwa środków ochrony roślin rzeczywiście się zdarzają, jest to jednak tylko część problemu. Duże znaczenie mają inne nielegalne środki ochrony roślin. Są to m.in.: preparaty nielegalnie sprowadzone do Polski, z obcymi etykietami, preparaty przemycone, próbujące udawać prawdziwe przez zmienione etykiety lub substancje bez żadnych etykiet, ukrywane w magazynach i stosowane przez rolników bez żadnej kontroli. Jak widać, jest to problem złożony i właśnie z tym walczymy wspólnie z Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Walka ta obejmuje również wykrywanie fałszerstw, co jest zadaniem trudnym technicznie, wymagającym nowoczesnej i specjalistycznej aparatury oraz wysokiej klasy ekspertów i analityków.

Jak dużym problemem są nielegalne środki ochrony roślin w Polsce?

Bardzo trudno to oszacować, gdyż za „nielegalność” tych środków odpowiada wiele czynników. Na pewno istotne jest położenie geograficzne. Ostrożne szacunki mówią o tym, że na terenie Unii Europejskiej nielegalnymi środkami ochrony roślin może być 10% preparatów, które są w użyciu. Jednak im bliżej granic z krajami trzecimi, czyli w przypadku Polski im bliżej wschodniej granicy, tym ten udział może być większy. Jaki? Naprawdę trudno to ocenić, bo musielibyśmy sprawdzać każde opakowanie z preparatami w każdym gospodarstwie. Na pewno większy ich udział jest tam, gdzie zmniejsza się dostępność środków ochronnych (np. z uwagi na wycofywanie substancji czynnych) oraz tam, gdzie znaczenie mają czynniki ekonomiczne (czyli niższa cena). Ale to nie jedyne determinanty. Trzeba mieć świadomość, że nielegalne środki ochrony to nie zawsze są produkty nielegalnie wyprodukowane w pokątnych fabrykach. Nielegalny jest też preparat legalnie wyprodukowany np. w Niemczech, z niemiecką etykietą, zakupiony poza oficjalnymi źródłami dystrybucji w Polsce. Zgodnie z ustawą musi zostać wycofany z obrotu. Nie może być sprzedawany, chociażby z tego powodu, że etykieta nie jest w języku polskim. Dlatego nawet przywiezienie na własne potrzeby preparatu zakupionego za granicą i stosowanie go w Polsce jest zabronione.

Ale możliwe jest, że ten sam preparat, z tej samej fabryki, lecz z polską etykietą, jest jednocześnie sprzedawany przez polskiego dystrybutora...

Tak i wówczas jest legalny. To są właśnie niuanse, które warto wyjaśnić i na które trzeba środowisko uczulić. Tym bardziej, że czasy się zmieniły. Kiedyś fałszerstwa były dosyć prymitywnym działaniem, polegającym na przykład na rozcieńczaniu preparatu oryginalnego lub wręcz sprzedawaniu środków bez substancji czynnych z etykietą oryginalnego opakowania. Było to oczywiste łamanie prawa i w dodatku trudno było dociec, kto te środki wprowadzał do obrotu. Dziś sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Preparaty, które zostały w nielegalny sposób wprowadzone do obrotu, są coraz częściej prawie identyczne z dostępnymi w oficjalnej dystrybucji, jednak muszą zostać uznane za nielegalne, m.in. z uwagi na pochodzenie, obcojęzyczną lub niedostatecznie oznakowaną etykietę. Istotne jest też to, czy preparat jest dopuszczony do użycia na terenie Polski. Może zdarzyć się sytuacja, że produkt dozwolony do stosowania w innych krajach Unii Europejskiej niekoniecznie musi być dopuszczony u nas, czyli znajdować się w rejestrze prowadzonym przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

W jaki sposób wykrywa się nielegalne środki ochrony roślin?

Istnieje kompleksowy system kontroli preparatów, które są w obrocie w Polsce. Za pobór próbek i za kontrolę odpowiada Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Próbki pobierane są na terenie całego kraju, zazwyczaj w punktach legalnego obrotu, ale także w miejscach, gdzie preparaty są nielegalnie przechowywane i sprzedawane. Trafiają do jedynego laboratorium w Polsce, które bada jakość środków ochrony roślin, czyli do Laboratorium Badania Jakości Środków Ochrony Roślin w Oddziale Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Sośnicowicach.

Pod jakim kątem je badacie?

Próbki badane są pod kątem zgodności z wymaganiami rejestracyjnymi (określonymi na etapie dopuszczania środka ochrony roślin do obrotu i stosowania). Chciałbym jednak zauważyć, iż to, że próbki nie spełniają warunków rejestracyjnych, wcale nie musi oznaczać, że mamy do czynienia z fałszerstwem. Może to być efekt błędu w produkcji lub skutek złego przechowywania, w wyniku czego niektóre substancje się rozłożyły albo wytrąciły. Nastąpiła więc zmiana właściwości fizykochemicznych skutkująca tym, że właściwości rejestracyjne nie są spełnione.

Jeśli zatem badanie wykaże, że próbka nie spełnia wymagań rejestracyjnych, preparat należy wycofać z obrotu?

Nie zawsze. To zależy od tego, którego parametru i w jakim stopniu nie spełnia. Eksperci laboratorium oceniają, czy preparat może pozostać w obrocie, czy nie, i przekazują odpowiednią opinię do PIORiN. Decyzja nie zawsze jest negatywna – niewielkie odstępstwo od widełek któregoś z parametrów nie musi powodować, że cała partia zostanie uznana za niespełniającą norm jakościowych wyznaczonych dla tego preparatu. Trzeba przyznać, że preparaty pobierane w ramach tzw. kontroli podstawowej, czyli w legalnych punktach obrotu, w ostatnich latach spełniają warunki rejestracyjne, a sytuacje wskazujące na problem z jakością środka ochrony roślin występują w tym obszarze rzadko.

W przypadku kontroli interwencyjnych jest inaczej?

Zdecydowanie większy odsetek badanych próbek nie uzyskuje atestu czy zgody na dalszą sprzedaż. Czasami z powodu nieprawidłowego oznakowania etykiety czy opakowania, czasem ze względu na to, że sprzedawane są preparaty złej jakości lub wręcz takie, które nie powinny być dopuszczone do sprzedaży, chociażby ze względu na to, że dana substancja nie jest już w Polsce, czy nawet w całej UE dopuszczona do sprzedaży i użycia. Kontrole interwencyjne przeprowadzane są wówczas, gdy inspektorzy otrzymają informacje (na podstawie sygnałów z otoczenia lub informacji od organów państwowych, także z innych krajów) o miejscach, w których nieprawidłowości mogą występować.

Czyli na przykład w sytuacji, gdy stosowane są substancje czynne wycofane z obrotu na terenie UE?

Tak. Bo takie sytuacje rzeczywiście się zdarzają. Wycofywanie niektórych substancji czynnych ze względu na ich potencjalnie niekorzystny wpływ nie spowoduje rewolucji albo jakiejś katastrofy w rolnictwie. Warto jednak zauważyć, że są substancje, które od lat były używane w bardzo dużych ilościach, w popularnych na danym terenie uprawach. I właśnie je trudno jest od razu zastąpić innymi, albo jest to obecnie wręcz niemożliwe. Dlatego zdarza się, że mimo zakazu, nadal wykorzystywane są zapasy tych preparatów lub też podejmowane są próby ich sprowadzenia z krajów trzecich. Wynika to z faktu, że rolnicy są przyzwyczajeni do stosowania pewnych systemów ochrony, i gdy nagle w znaczący sposób muszą zmienić metody postępowania, trudno jest im uniknąć nieprawidłowości. Przestrzegam jednak przed takimi praktykami – nawet jeśli nie wykryje ich kontrola jakości środków ochrony roślin, mogą zostać wykazane w ramach kontroli pozostałości środków ochrony roślin.

Jakie mogą być skutki zastosowania w uprawie nielegalnego środka ochrony roślin?

Zawsze istnieje duże ryzyko zniszczenia uprawy. Po pierwsze może zostać zniszczona fizycznie, bo preparat wykaże fitotoksyczność, zanieczyszczenie jakąś substancją, która spowoduje uszkodzenie upraw. Po drugie zniszczenie może być wynikiem tego, że środek nie zadziała, bo substancji czynnej nie zawiera wystarczająco dużo lub nie ma jej wcale, albo zawiera coś zupełnie innego. Brak plonu to oczywiście straty finansowe, ale trzeba też pamiętać o tym, że stosowanie preparatu nielegalnego może być zagrożeniem dla samego operatora (musi go przygotować do użycia, a następnie wykonać oprysk). To również zagrożenie dla otoczenia, dla środowiska, a przede wszystkim dla konsumenta, na którego stole pojawi się produkt spożywczy mogący zawierać niebezpieczne pozostałości substancji chemicznych.

Widok wielohektarowej, kompletnie zniszczonej uprawy musi być przytłaczający. Jaka jest procedura postępowania w takiej sytuacji?

Inspekcja zaczyna prowadzić śledztwo, które ma wykazać, co zdarzyło się na plantacji. Sprawdzane są faktury zakupu środków ochrony roślin, dziennik zabiegów, inspektorzy pobierają próbki i przekazują je do Laboratorium Badania Pozostałości Środków Ochrony Roślin, które może wykazać, czy w próbce znajdują się pozostałości środków, jakie w danej uprawie nie mogły być stosowane. Jeśli pod względem formalnym nie wykazano nieprawidłowości, inspektorzy sprawdzają dystrybutora, kontaktują się z producentem itd. To zazwyczaj żmudny i długotrwały proces. Gdy wina leży po stronie rolnika, grozi mu cała gama sankcji przewidzianych ustawowo, od mandatu po dalsze postępowanie, również sądowe, oraz wzmożone kontrole w przyszłości. A także – o czym wiele osób zapomina – możliwość utraty kontrahentów i rynków zbytu w związku z toczącymi się postępowaniami i kontrolami. Możliwa jest również utrata posiadanych certyfikatów.

Czy może zdarzyć się tak, że rolnik zastosuje nielegalny środek ochronny nieświadomie?

Oczywiście. Aby rolnik mógł stosować środki ochrony roślin, musi przejść stosowne szkolenie, podczas którego uzyskuje wiedzę m.in. na temat zagrożeń wynikających ze złego stosowania środków ochrony roślin czy zastosowania złych preparatów. Czasami mimo tego decyduje się, najczęściej kierowany względami ekonomicznymi, na zastosowanie preparatów nielegalnych. Zdarza się także, że zostaje wprowadzony w błąd przez sprzedawcę preparatu. Dlatego tak ważne jest, aby kupować preparaty wyłącznie w legalnie działających punktach. Nie na żadnych targowiskach czy w handlu obwoźnym, ani nie od sąsiada.

Na czym polega badanie jakości środków ochrony roślin?

Wszystko zależy od tego, skąd pochodzi próbka i na jakie potrzeby jest badana. Jeśli jest to próbka pobrana w ramach kontroli podstawowej, urzędowej, ocenie podlegają: wygląd zewnętrzny opakowania, etykieta, treść i kompletność etykiety, wszystkie oznaczenia związane z datą produkcji i numerem partii. Sprawdzamy również, czy preparat jest oryginalnie zamknięty. Po otwarciu przeprowadzana jest kontrola wizualna, a następnie analiza chemiczna. Gdy badamy preparat znany z nazwy, na podstawie dokumentacji rejestracyjnej sprawdzamy, które parametry zostały dla tego preparatu określone i weryfikujemy, czy pod tym względem preparat spełnia wymagania. To standardowa procedura. Jeżeli podejrzewamy fałszerstwo, dodatkowo wykonujemy badanie porównawcze z preparatem oryginalnym, który pozyskujemy bezpośrednio od producenta. Czasami analiza wykazuje obecność tzw. istotnych zanieczyszczeń, które najczęściej są toksyczne, także dla operatora. Wszystko zależy od tego, jaki jest cel badania, czy jest to tylko sprawdzenie podstawowych właściwości i zgodności z dokumentacją rejestracyjną, potwierdzenie oryginalności, czy też postępowanie prokuratorskie, podczas którego czasami musimy oznaczyć kompletny skład preparatu.

Podsumowując: w jaki sposób rolnik może się zabezpieczyć przed nieumyślnym zastosowaniem nielegalnego środka ochrony roślin?

Kluczem jest kupowanie i stosowanie preparatów, które są oferowane w legalnych punktach dystrybucji środków ochrony roślin. Kolejnym elementem jest sprawdzenie opakowania – czy jest oryginalnie zamknięte, czy ma odpowiednio oznakowaną etykietę w języku polskim. Jeśli opakowanie wygląda na naruszone – nie należy kupować i stosować preparatu. Trzeba też być czujnym już po otwarciu – jeżeli preparat wygląda inaczej lub ma odmienny zapach niż zazwyczaj, bezpieczniej jest powstrzymać się od jego zastosowania i skontaktować się ze sprzedawcą, bo być może były jakieś zmiany w produkcji lub w formulacji. Bezwzględnie należy się też stosować do zaleceń opisanych na etykiecie. Często zniszczenie upraw nie jest bowiem spowodowane użyciem złego środka, lecz jego nieodpowiednim zastosowaniem, np. złym wymieszaniem z innym preparatem albo wykonaniem zabiegu w warunkach pogodowych, które powodują fitotoksyczność.

Ważne jest dokładne stosowanie się do zapisów na etykiecie środka oraz korzystanie z ogólnie dostępnych szkoleń i informacji, tak aby w praktyce wykorzystywać nowoczesną wiedzę z zakresu ochrony roślin.

 

Rozmawiała Andromeda Wróbel

 

 

 

Laboratorium Badania Jakości Środków Ochrony Roślin w Oddziale Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Sośnicowicach rocznie bada około 300 próbek w ramach kontroli urzędowej oraz kilkakrotnie więcej próbek pochodzących z innych źródeł.

 

Oddział Instytutu Ochrony Roślin – PIB w Sośnicowicach prowadzi działania naukowo-badawcze, upowszechnieniowe, wdrożeniowe i usługowe w zakresie ochrony roślin i ochrony środowiska. Struktura organizacyjna Oddziału:

·       Laboratorium Badania Jakości Środków Ochrony Roślin,

·       Zakład Badania Skuteczności Środków Ochrony Roślin,

·       Laboratorium Badania Pozostałości Środków Ochrony Roślin,

·       Zespół Informatyki i Analiz Branżowych.

Więcej informacji: https://www.ior.poznan.pl/1583,o-nas-oferta

  • Dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB, p.o. Dyrektora Instytutu Ochrony Roślin – PIB

2023 będzie rokiem wielu wyzwań dla polskiego rolnictwa

O wyzwaniach, przed jakimi stanie w 2023 roku polskie rolnictwo oraz obszarach, w których warto poszukiwać szans na stabilne plony, a także o innowacyjnych formach ochrony roślin, jakie zostaną zaprezentowane podczas zbliżającej się Konferencji Ochrony Roślin – 63. Sesji Naukowej IOR – PIB, opowiada dr hab. Roman Kierzek, prof. IOR – PIB, Dyrektor Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu.

 

Czy Polska jest krajem samowystarczalnym pod względem produkcji żywności?

Obecnie tak. Uprawy rolnicze w Polsce generalnie są nawożone i chronione na odpowiednim, umiarkowanym poziomie. Należy zaznaczyć, że ochrona roślin nie jest czynnikiem plonotwórczym, a jej głównym zadaniem jest stabilizacja plonu. O wysokości plonu decyduje agrotechnika, odmiana rośliny uprawnej, w znacznym stopniu nawożenie gleby i roślin, czy też warunki agroklimatyczne. W tym układzie jedynym czynnikiem niepewnym, i poza naszą kontrolą, jest przebieg warunków pogodowych. Ryzyko związane z nieprzewidywalnością pogody ogranicza w pewnym stopniu dywersyfikacja upraw. Zawsze jakaś uprawa lepiej plonuje, co w ostatecznym rozrachunku pozwala utrzymać produktywność i przychody w gospodarstwie na względnie stałym poziomie. Na przykład w tym roku uzyskaliśmy dobre plony pszenicy i rzepaku, słabiej lokalnie plonowała np. kukurydza. Jednak w ogólnym bilansie produkcji roślinnej w Polsce wychodzimy na plus – mamy około 30% nadprodukcji płodów rolnych, co gwarantuje bezpieczeństwo żywnościowe, a dodatkowo pozwala na znaczny eksport płodów rolnych.

A gdyby nie było ochrony roślin, jak – hipotetycznie – mogłaby wyglądać sytuacja?

Co prawda ochrona roślin nie jest czynnikiem, który zwiększa plony, ale ma na celu przede wszystkim niedopuszczenie do utraty ilościowej i jakościowej plonu. To, w jakim zakresie, zależy od gatunku rośliny uprawnej oraz oczywiście rodzaju i nasilenia agrofagów i – co się z tym wiąże – zastosowanej metody ochronnej. Szacuję, że niestosowanie środków ochrony roślin wiązałoby się, średnio, z plonami mniejszymi o 20-30%. W niektórych uprawach, np. roślin szerokorzędowych, plony mogłyby spaść nawet o 50%. Dobrym przykładem jest rzepak, będący jedną z podstawowych upraw w polskim rolnictwie. Ta roślina bezwzględnie wymaga kompleksowych zabiegów ochronnych przed chwastami, szkodnikami i chorobami. Bez odpowiedniej ochrony prawdopodobnie pozyskany plon nie przekroczyłby 30%, a więc mówimy tu o spadkach rzędu 70%. Myślę, że to najdobitniej obrazuje znaczenie odpowiedniej ochrony roślin uprawnych. Oczywiście istnieją różne metody ochrony roślin i różnią się one zarówno pod względem kosztowym, jak i skutecznością. Na przykład metoda mechaniczna, którą można zastosować do zwalczania chwastów w roślinach szerokorzędowych, daje skuteczność na poziomie 50%-60%. Efektywność metody chemicznej można oszacować średnio na 80%-95%, a przy dobrym doborze środka, dawki i terminu zabiegu można uzyskać nawet 100% skuteczności (w zwalczaniu chwastów).

Przed nami niełatwy rok i wszyscy wiemy, że będzie to czas pełen wyzwań. Jakie będą dotyczyć produkcji i uprawy roślin?

Rzeczywiście rok 2023 może być wyjątkowy i już dziś możemy powiedzieć, że z uwagi na wiele czynników przyszłoroczne plony mogą nie być tak stabilne jak obecnie. Te czynniki możemy zebrać w trzy grupy. Pierwszą są zmiany klimatyczne i ich wpływ na produkcję roślinną. Warunki pogodowe same w sobie są wyzwaniem, bo nie mamy na nie bezpośredniego wpływu. Wpływ zmian klimatu na rolnictwo jest bardzo duży i wielopłaszczyznowy, ale myślę, że warto podkreślić bezśnieżne zimy, które regularnie są zagrożeniem dla upraw ozimych (ryzyko wymarzania roślin). Brak śniegu pogłębia też problem suszy, coraz dotkliwszy dla polskiego rolnictwa. Obniża się poziom wód gruntowych i niektóre odmiany roślin uprawnych nie radzą sobie w takich warunkach: braku opadów, przesuszonej gleby, braku dostępu do wód powierzchniowych.

Jak polskie rolnictwo może sobie poradzić w tej sytuacji?

Te trendy stanowią zagrożenie, ale na szczęście możemy sobie radzić w obecnej sytuacji. Instytut Ochrony Roślin od dawna rekomenduje stosowanie odmian bardziej odpornych na stresy biotyczne i abiotyczne. Podczas rejestracji nowych odmian najczęściej podkreślany jest ich efekt plonotwórczy, rzadziej uwzględnia się potencjał rozwojowy rośliny w warunkach stresu biotycznego i abiotycznego. W obecnych warunkach warto wybrać odmianę, która zapewnia względną odporność/tolerancję przy zadowalającym, choć może nie optymalnym efekcie plonowania. Powszechną praktyką jest wysiew odmian o dużym potencjale plonotwórczym, jednak o nieco słabszej tolerancji np. na patogeny grzybowe, szkodniki lub inne stresy (np. susza). Dla uzyskania pożądanych efektów rolnik zmuszony jest zatem do stosowania zwiększonej ochrony, a to wiąże się z dodatkowymi kosztami (więcej zabiegów).

A biorąc pod uwagę możliwy poziom tych kosztów, taki wybór w ostatecznym rozrachunku może się aż tak nie opłacać.

To prawda. I tu powinniśmy wymienić drugi z czynników, które będą w nadchodzącym roku kształtowały produkcję roślinną w Polsce. Mam tu na myśli kwestię rosnących kosztów zakupu materiału siewnego, nawozów oraz środków ochrony roślin. W przypadku nawozów, zwłaszcza azotowych, mówimy o drastycznych podwyżkach cen – sięgających nawet 200% w porównaniu do roku ubiegłego. Oczywiście droższe są także środki ochrony roślin, ale tu obserwujemy podwyżki rzędu 10-20%. W 2022 roku rolnicy wykorzystywali zapasy nawozów z lat poprzednich, obecnie będą musieli je kupić według nowych stawek lub… ograniczyć nawożenie. A warto wspomnieć, że odpowiednie nawożenie średnio w 50-70% decyduje o wielkości plonów, w niektórych uprawach ma nawet większe znaczenie. Zakłada się, że oszczędności stosowania nawozów mogą sięgnąć nawet 10-20% w skali kraju, a to z pewnością przełoży się na niższe plony – zakładając pewną stabilność warunków pogodowych.

A jakie jest trzecie wyzwanie?

Jest to optymalizacja kosztów produkcji. Tu oczywiście chodzi o kwestie związane z kosztami paliwa i energii. Nie tylko przekładają się one na koszty zakupu: nasion, nawozów, środków ochrony roślin, ale również na eksploatację maszyn rolniczych, utrzymanie powierzchni magazynowych, koszty dosuszania, itp.

Jako jedno z wyzwań na najbliższe lata wymienia się również konieczność dostosowania się do wytycznych „Europejskiego Zielonego Ładu”, a zwłaszcza prowadzenia produkcji rolniczej w sytuacji wycofania wielu substancji czynnych środków ochrony roślin.

Jest to co prawda proces rozłożony w czasie, ale już teraz warto poszukać rozwiązań alternatywnych, na przykład metod agrotechnicznych i niechemicznych, aby móc ograniczać potencjalne spadki plonów, wynikające m.in. z ograniczonego zastosowania chemicznych środków ochrony roślin. Zdarzają się sytuacje, że po wycofaniu jakiejś substancji czynnej, przeznaczonej do zwalczania konkretnych agrofagów w danej uprawie, trudno znaleźć alternatywę i równie skuteczną metodę ochrony. Musimy, jako instytucja naukowa wyznaczająca kierunki w ochronie roślin, myśleć podobnie jak rolnik, który kieruje się w swoich wyborach rachunkiem ekonomicznym i pożądaną wysoką/zadawalającą skutecznością ochrony roślin. Można zatem zaproponować producentowi rolnemu integrowaną ochronę roślin z wykorzystaniem innowacyjnych i zrównoważonych narzędzi oraz metod ochrony upraw przed agrofagami, uwzględniając jednocześnie obecne ograniczenia i wyzwania związane z przepisami prawa oraz zmianami klimatycznymi.

Taką, która – w tych ograniczonych warunkach – zapewni stabilny plon?

Oczywiście. Trzeba jednak podkreślić, że najczęściej wycofywane są substancje, które cechują się wysoką skutecznością biologiczną – albo długo działają, albo bardzo skutecznie zwalczają dany agrofag w uprawie, bo opierają się na substancji czynnej o stabilnym i wydłużonym działaniu. Wiele z tych środków cechuje się niekorzystnym profilem toksykologicznym i ekotoksykologicznym lub też środowiskowym (np. długo zalegają w glebie, stwarzają ryzyko pojawienia się pozostałości, mogą niekorzystnie oddziaływać na zdrowie człowieka). Obecnie w Unii Europejskiej dąży się do tego, aby wyeliminować lub znacznie ograniczyć stosowanie tej grupy środków ochrony roślin. Oznacza to często konieczność przeprowadzenia – zamiast jednego – kilku zabiegów w oparciu o słabsze, krócej działające środki, lecz o bardziej bezpiecznym profilu lub właściwościach środowiskowych. Taka ochrona jest zoptymalizowana pod względem bezpieczeństwa, ale z pewnością bardziej kosztowna.

Gdzie – w tych mało sprzyjających warunkach – odnaleźć szanse dla produkcji i ochrony roślin?

Przede wszystkim musimy spojrzeć na te kwestie świeżym okiem i otworzyć się na inne możliwości. Bo one są, tylko nie zawsze potrafimy z nich korzystać. Jeśli dla danej uprawy brakuje skutecznych środków chemicznych, to musimy tak prowadzić produkcję, aby poprzez dobór odmian i właściwy płodozmian ograniczyć już na starcie część zagrożenia ze strony agrofagów. W przypadku ochrony upraw przed chwastami warto w ochronie wykorzystać również metody mechaniczne, jak np.: pielniki, brona, chwastownik. Z kolei uzupełnieniem sposobów walki z chorobami i szkodnikami może być metoda biologiczna. Tu ważna uwaga. Środki biologiczne działają na konkretnego agrofaga, a ich skuteczność waha się między 30% a 80%, zaś aktywność w znacznym stopniu jest uzależniona od warunków pogodowych. Rolnik musi mieć gruntowną wiedzę, jak je stosować. Rekomendujemy, aby zabiegi w oparciu o środki biologiczne stanowiły uzupełnienie w kalendarzu zabiegów dla danej uprawy, z tym zastrzeżeniem, że najlepiej byłoby, aby były przeprowadzane możliwie najpóźniej, bo dodatkowo ograniczymy w ten sposób ryzyko wystąpienia pozostałości środków ochrony roślin z poprzednich zabiegów.

Podczas Konferencji Ochrony Roślin ma być poruszany między innymi temat innowacyjnych form ochrony. O czym będzie mowa?

Chodzi przede wszystkim o rolnictwo 4.0, czyli rolnictwo cyfrowe, oparte na wykorzystaniu nowych technologii do ochrony, a więc na zabiegach punktowych, w miejscu występowania agrofagów, realizowanych dzięki wykorzystaniu kamer wizyjnych, robotów samojezdnych, które wykrywają miejsce występowania zagrożenia, technologii UAS (np. drony) do monitorowania pól i szybkiego tworzenia map terenu, gdzie występują np. ogniska chorobowe lub skupiska chwastów. W nowoczesnym rolnictwie stosujemy opryskiwacze, które potrafią poruszać się po polu według wytyczonej wcześniej mapy, uruchamiając pojedyncze rozpylacze w miejscu występowania zagrożenia. Dzięki mapowaniu można znacząco ograniczyć zużycie środków ochrony roślin, bo stosuje się je tylko tam, gdzie jest to konieczne. Oznacza to mniejsze zużycie środków ochrony roślin oraz niższe koszty ochrony chemicznej. Z kolei w uprawach rzędowych zyskuje znaczenie ochrona mieszana – mechaniczno-chemiczna. W międzyrzędziach można stosować zabiegi mechaniczne (np. pielniki rzędowe), w rzędach zaś wąskostrumieniowe rozpylacze. Taki zabieg mechaniczno-chemiczny pozwala na ograniczenie stosowanych środków chemicznych i nawozów dolistnych nawet o ponad 50-60% (brak opryskiwania międzyrzędzi).

Czego Pan oczekuje od tegorocznej Konferencji?

W tym roku będziemy mówić nie tylko o wyzwaniach dotyczących stricte ochrony roślin, ale też o produkcji. Zależy nam bowiem, aby Konferencja Ochrony Roślin poruszała tematy najbardziej aktualne – takie, z którymi polskie rolnictwo musi radzić sobie tu i teraz. Sesje Naukowe IOR – PIB zawsze wyznaczały kierunki ochrony roślin, dziś jednak mierzymy się z nowymi wyzwaniami i koniecznością zaproponowania rolnikom nowych narzędzi i rozwiązań. Wszystko po to, aby zachować produkcję rolniczą i ochronę roślin na optymalnym, zrównoważonym poziomie. Chcemy, aby Polska pozostała krajem samowystarczalnym, który eksportuje produkty rolne dobrej jakości. Mamy też świadomość, że metoda chemiczna będzie powoli ograniczana lub mówiąc precyzyjniej – uzupełniana – przez inne metody i sposoby walki z agrofagami. Konferencja Ochrony Roślin ma służyć temu, aby pokazać rolnikom alternatywę: rozwiązania dopasowane do wymagań rzeczywistości, oparte na naukowej wiedzy i doświadczeniach, pozwalające przekuć wyzwania na szanse.

Rozmawiała Andromeda Wróbel

 

Konferencja Ochrony Roślin – 63. Sesja Naukowa IOR – PIB

15–16.02.2023

Rejestracja online: https://snior.pl/rejestracja

Strona WWW: https://www.snior.pl

Susza pogarsza jakość wód powierzchniowych

O tym, jakie zanieczyszczenia można spotkać w polskich wodach powierzchniowych, czy pestycydy aplikowane w uprawach przenikają do wody i czy stanowią zagrożenie dla ludzi i środowiska oraz jaki wpływ może mieć susza na jakość wód powierzchniowych opowiadał dr hab. Dariusz Jerzy Drożdżyński, pełniący obowiązki kierownika Zakładu Badania Pozostałości Środków Ochrony Roślin w Instytucie Ochrony Roślin – PIB w Poznaniu.

 

W jakim stopniu środki ochrony roślin przenikają do wód gruntowych i czym to jest spowodowane?

Pozostałości środków ochrony roślin mogą trafiać do wód powierzchniowych różnymi drogami. Pierwszą jest po prostu stosowanie środków ochrony roślin bezpośrednio na wodę, na przykład algicydów w celu usunięcia niepożądanej roślinności w zbiornikach wodnych. Obecnie w Polsce brak jest zarejestrowanych do stosowania środków ochrony roślin tego typu. Druga droga to zanieczyszczenia rozproszone, częstokroć powiązane z warunkami atmosferycznymi występującymi w trakcie lub po zabiegu. Preparat może być w trakcie aplikacji znoszony przez wiatr, z kolei w następstwie opadów występujących po aplikacji preparatu na uprawy może on zostać zmyty z powierzchni gleby i chronionych roślin, skąd trafi do wód powierzchniowych. Kolejna droga to przenikanie pozostałości środków ochrony roślin przez profil glebowy. Środek ochrony roślin dostarczany jest na glebę lub do gleby, skąd przenika do wód gruntowych, a następnie do powierzchniowych. Kolejna droga przedostawania się pozostałości środków ochrony roślin to efekt parowania – odparowane środki ochrony roślin skraplają się i przedostają do wody w innym miejscu niż to, w którym dokonano aplikacji preparatu.

Zatem pojawianie się pozostałości środków ochrony roślin w wodach powierzchniowych to raczej skutek planowej ochrony roślin, a nie błędów czy celowego działania?

W większości przypadków tak. Występowanie środków ochrony roślin w wodach powierzchniowych to głównie niezamierzone skutki chemicznej ochrony roślin. Jeśli preparaty będą stosowane zgodnie z zaleceniami producenta umieszczonymi na etykiecie, a dotyczącymi m.in.: terminów i warunków ich stosowania, zachowania odpowiedniej odległości od cieków wodnych, to poziom ewentualnych zanieczyszczeń powinien spełniać normy. Niestety zdarzają się sytuacje niebezpieczne, będące wynikiem błędów w praktyce rolniczej lub nieprzestrzegania przepisów, takie jak: napełnianie albo mycie opryskiwaczy w pobliżu cieków i zbiorników wodnych, pozostawianie opakowań po środkach ochrony roślin w pobliżu takich miejsc, pranie odzieży ochronnej – to tylko kilka przykładów. Skutki takich nieprzemyślanych działań mogą być poważne dla środowiska wodnego, choć zazwyczaj na szczęście ich skala nie jest duża. Kiedyś wielkim problemem były mogielniki, czyli miejsca gdzie składowano przeterminowane środki ochrony roślin, z których składowane tam substancje mogły w niekontrolowany sposób przedostać się do środowiska. Na szczęście w znakomitej większości te zagrożenia zostały wyeliminowane. O wiele trudniejsza sytuacja jest w przypadku awarii fabrycznych i niekontrolowanych wycieków do rzek. Może to doprowadzić do masowego zatrucia ryb substancją biocydową, jak kilka lat temu w Warcie.

Czy w przypadku katastrofy na Odrze wykryliście jakieś nieprawidłowości?

Na Odrze prowadzimy rutynowy monitoring wody pod kątem występowania pestycydów. Pobieramy ją z czterech punktów kontrolnych wzdłuż biegu tej rzeki. W każdym województwie, oprócz mazowieckiego i łódzkiego, mamy wytypowanych od 5 do 10 punktów pomiarowo-kontrolnych, szczególnie na obszarach intensywnie eksploatowanych rolniczo. Od kwietnia do października, czyli w sezonie wegetacyjnym, w czasie, kiedy aplikacje preparatów chemicznych są najczęstsze, prowadzimy comiesięczne analizy próbek pobieranych przez miejscowych inspektorów ochrony środowiska. Generalnie w ostatnim okresie, podkreślam – pod względem obecności pestycydów – woda w Odrze nie wykazywała znaczących różnic w odniesieniu do ubiegłych lat. Nie prowadziliśmy celowego badania w trakcie katastrofy, nie możemy zatem jednoznacznie określić, co ją spowodowało i czy udział w niej miały pozostałości pestycydów. Jednak z pewnością jedną z wielu przyczyn katastrofy ekologicznej na Odrze była susza, która ma ogromny, negatywny wpływ na stan polskich rzek i jezior, zarówno wody jak i ekosystemów.

Ze względu na niski poziom wody?

Tak. Niższy poziom wody oznacza wyższe zatężenie różnych zanieczyszczeń, w tym pozostałości środków ochrony roślin. W sytuacji suszy hydrologicznej, a jest nią zagrożone prawie 95% powierzchni kraju, podczas krótkotrwałych, ale bardzo intensywnych opadów zastosowane środki ochrony roślin są wymywane z upraw i trafiają do wód powierzchniowych. Spływają do rzeki, która ma obecnie znacznie niższy stan niż normalnie, więc nie następuje efekt rozcieńczenia zanieczyszczeń, jaki miałby miejsce przy wyższym stanie wód.

Pozostałości jakich środków ochrony roślin najczęściej identyfikujecie w wodach?

W naszym monitoringu analizujemy blisko 330 substancji czynnych środków ochrony roślin. Średnio rocznie wykrywamy obecność 50 do 70 z nich. Bardzo często są to pojedyncze wykrycia lub sporadyczna identyfikacja danej substancji. Najczęściej wykrywane w próbkach wód są herbicydy i fungicydy, z wyraźnym wskazaniem na herbicydy (około 60% oznaczeń). Wynika to ze specyfiki samych zabiegów. Herbicydy, substancje chwastobójcze, bardzo często są stosowane doglebowo, w początkowych fazach wegetacji lub po zakończeniu uprawy, na całym obszarze pola. Natomiast fungicydy i insektycydy aplikowane są w momencie wykrycia lub przewidywania pojawienia się jakiegoś patogenu lub szkodnika niekoniecznie na całej powierzchni upraw, lecz często w miejscu wystąpienia agrofaga.

Czy poziom wykrywanych pozostałości środków ochrony roślin może zagrażać zdrowiu ludzi i środowisku?

Chciałbym zaznaczyć, że środki ochrony roślin przed wprowadzeniem do obrotu muszą być przebadane ekotoksykologicznie. Zatem stosowane zgodnie z zaleceniami umieszczonymi na etykiecie, nie powinny stanowić niebezpieczeństwa dla człowieka, zwierząt, ani środowiska. Rzadko zdarza się, aby dopuszczalne poziomy pozostałości środków ochrony roślin w wodach zostały przekroczone, a warto zaznaczyć, że zostały one ustalone na poziomie wielokrotnie niższym od tego, który mógłby stanowić ewentualne zagrożenie.

Czy badacie wody przede wszystkim pod kątem obecności niedozwolonych czy wycofanych substancji czynnych?

Zgodnie z unijnymi regulacjami lista substancji czynnych środków ochrony roślin priorytetowych w dziedzinie polityki wodnej liczy zaledwie kilkanaście pozycji, z czego wszystkie są już wycofane z użytku, więc teoretycznie nie powinny występować w polskich wodach. Substancje takie pojawiają się w naszym monitoringu incydentalnie i w śladowych stężeniach, np. na skutek wymycia tych substancji skumulowanych w glebie. Natomiast Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi (w związku z prowadzeniem Krajowego planu działania na rzecz ograniczenia ryzyka związanego ze stosowaniem środków ochrony roślin) potrzebuje informacji na temat substancji, które faktycznie są obecnie stosowane w uprawach oraz ich wpływu na wody i to jest główny przedmiot naszych zainteresowań.

Czy są w Polsce miejsca, w których możemy powiedzieć, że wody są wolne od zanieczyszczeń pestycydami?

Należy zaznaczyć, że w wodach w całej Polsce wykrywamy pozostałości środków ochrony roślin zazwyczaj w śladowych ilościach, które nie stanowią niebezpieczeństwa dla organizmów w niej żyjących lub korzystających z zasobów wodnych. Ale rzeczywiście zdarzają się punkty pomiarowo-kontrolne, np. w Lubelskiem i Podlaskiem, gdzie przez cały sezon nie odnotowujemy żadnych pozostałości. Oczywiście to świetna wiadomość, ale taki stan rzeczy może być zasługą… terenu, przez który przepływa monitorowana rzeka, na którym wytypowany został punkt pomiarowo-kontrolny. Są to niejednokrotnie tereny łąkarskie, podmokłe, o dużej zawartości próchnicy, a występujący tam obficie węgiel organiczny to doskonały adsorbent, który wiąże ewentualne zanieczyszczenia.

Jakie inne, oprócz pestycydów, substancje zanieczyszczają wody powierzchniowe?

Zagadnienie pozostałości pestycydów w wodach jest od dziesięcioleci przedmiotem badań i monitoringu na całym świecie. Przez te lata nie badano jednak występowania innych substancji będących efektem działalności człowieka, a które również mogą trafiać do wód. Dopiero w ostatnim czasie zwrócono uwagę na inne grupy substancji chemicznych, tzw. emerging pollutants lub inaczej contaminants of emerging concern, czyli zanieczyszczenia budzące niepokój, do których zaliczamy m.in.: farmaceutyki, środki ochrony osobistej, dioksyny, używki, mikroplastik.

Czy to prawda, że (pod kątem ryzyka zanieczyszczenia wód powierzchniowych pozostałościami środków ochrony roślin) pewnym zagrożeniem są rowy melioracyjne?

Częściowo tak. W efekcie intensywnych opadów pozostałości pestycydów zasilają systemy melioracyjne, które stają się w pewnym sensie autostradą dla zanieczyszczeń, które łatwo się nimi przemieszczają, docelowo trafiając do cieków i zbiorników wodnych.

Działanie czy też przydatność systemu melioracyjnego pokazuje, jak bardzo na przestrzeni kilkuset lat zmienił się klimat. Kiedy w czasach zaboru pruskiego w Wielkopolsce prowadzono prace melioracyjne, robiono to po to, aby osuszać tereny podmokłe, dostosowując je pod możliwości uprawy. Dziś nasze działanie powinno być odwrotne. Nie chcemy osuszać terenu, lecz chcemy zatrzymać wodę w przyrodzie, więc potrzebujemy tu raczej zbiorników retencyjnych, czy postawienia zastawek na rowach melioracyjnych, aby nieco ograniczyć ucieczkę wody, gdyż Wielkopolska w bodaj największym stopniu jest zagrożona stepowieniem w związku z uporczywymi suszami i obniżającym się poziomem wód gruntowych.

Podsumowując – czy powinniśmy się obawiać pozostałości środków ochrony roślin w wodach powierzchniowych?

Nie, jeśli środki ochrony roślin są stosowane zgodnie z wytycznymi. Na bazie krajowego planu działania na rzecz ograniczenia ryzyka związanego ze stosowaniem środków ochrony roślin Polska zobowiązała się, że do końca 2022 roku 95% monitorowanych wód powierzchniowych powinno mieć klasę czystości A1, czyli że suma wykrytych pozostałości w próbce wody powierzchniowej nie przekroczy wartości 1 µg/L. Ten wskaźnik udało się osiągnąć w zeszłym roku w odniesieniu do wyników z kilkuset przebadanych próbek wód. Jak będzie wyglądać podsumowanie roku 2022? Trudno wyrokować. Poczekajmy na pełne wyniki monitoringu, które wykażą, na ile tegoroczna susza odcisnęła piętno na stanie (jakości i czystości) wód powierzchniowych w Polsce.

A czy przed wynikami tych badań, zjadłby Pan rybę złowioną w polskiej rzece?

Własnoręcznie złowioną, absolutnie tak.

 

Rozmawiała

Andromeda Wróbel

Dodatkowe menu

Stopka kontaktowe

Dane kontaktowe

60-318 POZNAŃ, ul. Władysława Węgorka 20

tel.: +48 61 864 9000, fax: +48 61 867 6301

e-mail: sekretariat@iorpib.poznan.pl

Stopka strony

baner toplayer
Wesołych Świąt Wielkanocnych